Restless
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Opuszczona fabryka

Go down 
4 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Hidden
Laigse
Hidden


Liczba postów : 92
Rasa : Wampir
Imię : Connor
Pseudonim : Hidden
Nazwisko : Derval
Wiek : Fizycznie około dwudziestu.
Waga : 68 kg
Wzrost : 178 cm
Specjalizacja : Telekineza
Oręż : Nóż motylkowy
Ekwipunek : Komórka, papierosy, niedziałająca zapalniczka, cynamonowa guma do żucia, apteczka.
Ubiór : Szare wojskowe spodnie, wysokie skórzane buty, czarna chusta, opaska oraz rękawiczki bez palców.
Skąd : Feidhelm
Narodowość : Irlandczyk
Motto : "I am not immoral. I am amoral. There's a difference."

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimePon Wrz 19, 2011 5:38 am

Opuszczona fabryka Beznazwytp

W latach siedemdziesiątych prężnie działał i rozwijał się w tej okolicy przemysł, czego pamiątką jest obecnie opustoszały, dawno zapomniany budynek wielkości co najmniej dwóch przeciętnych szkół. Kompleks ten jest jedynym takim miejscem w skali całego miasta, a jego obszar z daleka robi posępne wrażenie, kojarząc się obserwatorowi z porzuconymi kośćmi dawno zmarłego giganta. Z biegiem lat dookoła wybudowano budynki mieszkalne, sklepy, a drogę dostawczą przebudowano na normalną jednopasmówkę prowadzącą do centrum miasta.
Wielkopłytowa konstrukcja składa się nie tylko z miejsc służących do produkcji, mieszczących w sobie niegdyś stanowiska pracy setek ludzi wraz z maszynami, magazyny oraz hale na komponenty, ale również siedzibę zarządu umieszczoną na drugim piętrze. Całość umieszczono po prostu w jednym miejscu, czyniąc z fabryki scentralizowaną siedzibę koncernu.
Z założenia miano produkować tutaj tylko benzynę syntetyczną, jednak w początkowej fazie budowy wprowadzono pewne zmiany, dodając również wszystko, co było niezbędne do produkcji samochodów oraz maszyn rolniczych. Na tyłach znajduje się rozległy plac, na którym porozmieszczano niedokończone lub wadliwe konstrukcje. Z biegiem czasu części rozkradziono, a pozostałe po nich szkielety niechronione przed działaniem czynników środowiskowych zerdzewiały i zarosły.
Normalnie fabryka funkcjonowałaby po dziś dzień, jednakże władze miasta wbrew logicznym przewidywaniom jej właścicieli wcale nie zareagowały entuzjastycznie na postępującą industrializację Feidhelm. Efektem rygorystycznej polityki utrudniającej działanie wielkim przedsiębiorstwom było postępujące zmniejszanie produkcji, etatów, a ostatecznie bankructwo firmy. Fabrykę pozostawiono samą sobie. Położona na skraju miasta, w okolicy cmentarza oraz i tak niezbyt popularnej kamienicy, miała popaść w zapomnienie.
Cały kompleks otoczono wysokim ogrodzeniem, lecz łańcuch zespajający niegdyś skrzydła bramy już dawno osłabł i został rozcięty, umożliwiając tym samym wejście na teren z założenia nieudostępniony osobom postronnym.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 3:49 pm

Aislin:
31 sierpnia 2016 roku godzina 22:04


Marcus głównie milczał. Prowadził swoją towarzyszkę przez mniej uczęszczane uliczki miasta, rozsądnie jednak wybierając te dobrze oświetlone i przyjemne dla oka, zarazem skracając im drogę o co najmniej kilkanaście minut. Nie mieszkał tutaj, nie był nawet obywatelem kraju, w jakim przebywał przez większość czasu, ale akurat do opuszczonej fabryki potrafiłby dotrzeć z niemalże dowolnego rejonu miejscowości. Ta lokacja po prostu była umieszczona tak, że wystarczyło przechodzić od punktu orientacyjnego do punktu orientacyjnego i tylko wyjątkowy pechowiec zgubiłby się po drodze.
Aislin zresztą również powinna kojarzyć okolice, w które wkroczyli. Nieopodal cmentarza, o rzut kamieniem od kamienicy, w jakiej mieszkała… o czym oczywiście jej kompan nie miał zielonego pojęcia. Brytyjczyk zagadywał kobietę od czasu do czasu, bardziej jednak by podtrzymać neutralny nastrój, niż zacząć faktyczną rozmowę. Chyba po prostu starał się cieszyć spokojem i obecnością pięknej niewiasty u boku, nawet jeżeli ta zdecydowanie utemperowała jego „entuzjazm” jeszcze w kawiarni. Mimo, iż na co dzień występowała w klubie nocnym, z całą pewnością nie należała do niechlubnego grona dziewczyn łatwych i dostępnych na jedno skinięcie przedstawiciela przeciwnej płci.
- Już niedaleko – oznajmił blondyn, gdy wyszli z niewielkiej alejki, wskazując tancerce fabrykę.
Kompleks nie wyglądał zachęcająco. Ogrodzony, olbrzymi i, zdawałoby się, martwy. Kiedy jednak kobieta mogłaby już dojść do wniosku, że Voy ją okłamał i żaden festiwal nie ma tutaj miejsca, w jednym z okien na parterze pojawiło się światło, później drugie. Im bliżej podchodzili, tym bardziej słyszalna była również muzyka. Nie minęło kilka minut, a stanęli przed bramą. Marcus uchylił nieco jedno ze skrzydeł i uniósł przepołowiony łańcuch, jaki wciąż tam tkwił, tak aby ryża mogła się zmieścić bez obawy o ubrudzone ubranie, czy przypadkowe zranienie o ostrą krawędź metalu.
Stojącemu tuż za bramą osobnikowi, który spojrzał na nowo przybyłą dwójkę wyczekująco, przedstawił się jedynie i uśmiechnął porozumiewawczo. To wystarczyło, by strażnik rozluźnił się, opierając na nowo o ogrodzenie oraz odpalając papierosa z charakterystycznym zgrzytem uruchamianej zapalniczki. Nieśpiesznie przecięli plac oddzielający ich od głównej hali produkcyjnej, którą organizatorzy wybrali na centrum imprezy.
Festiwal to jednak było chyba odrobinę zbyt mocne słowo. Sugerowało coś pozostającego w zgodzie z władzami miasta, oficjalnego oraz starannie zaplanowane, tymczasem wątpliwe było, by którykolwiek z urzędników wiedział, co się dzieje na terenie opuszczonej fabryki. Co jednak dziwne, nie oznaczało to absolutnego chaosu.
Marcus przystanął przed na wpół uchylonymi wrotami hangaru, zaglądając do środka z umiarkowaną ciekawością. W środku było co najmniej kilkadziesiąt osób, w rozmaitym wieku, różnie ubranych, odmiennie też się zachowujących. Blisko setka, jeśli nie więcej. Część rozmawiała cicho, skupiona w niewielkie grupy z dala od głośników, część przyglądała się występom, inni brali w nich prowizoryczny udział, jeszcze kolejni koncentrowali się wokół nierównomiernie rozstawionych skrzyń, na których umieszczono jedzenie i alkohol. W powietrzu unosił się dym kadzideł, które choć nie pasowały do konwencji, nadawały stosowny klimat. W centrum zainteresowania znajdowali się jednak tancerze. W większości mający na sobie tylko spodnie lub przepaski, wymalowani od stóp do głów henną w celtyckie wzory. Ich hipnotyzujące ruchy zmuszały wprost obserwatora do podejścia bliżej, dołączenia do kręgu pozostałych widzów, podrygujących nieznacznie w rytm muzyki.
- Świętują Lughnasadh – mogła usłyszeć ryża tuż z nad swojego ramienia. Brytyjczyk miał pewne problemy z nazwą, ale ostatecznie poradził sobie. Nachylił się do jej ucha, ponieważ nasilająca się muzyka stopniowo utrudniała komunikację werbalną. Uśmiechnął się lekko, wdychając kobiece perfumy. – Nazywają to festiwalem ognia i miłości, moja droga.
Znowu mimowolnie wszedł w swoją manierę pełną zuchwałości i domniemanej zalotności, ale cofnął się nieznacznie, jakby sam zauważył, dokąd zmierza swoim zachowaniem. Potarł kark, nieco zdezorientowany.
- Widzisz ten stos tuż przed sceną? – wskazał jej kierunek, próbując zatrzeć złe wrażenie. – Rozpalą go przed północą…
Urwał, dostrzegając kogoś w tłumie. Zmrużył lekko oczy, próbując zorientować się, czy mglisty dym unoszący się w powietrzu nie wpływa przypadkiem na możliwość popełnienia błędu, po czym kiedy i on został zauważony, machnął temu komuś zachęcająco. Z tej perspektywy O’Keigwin nie miała jednak szans zorientować się, o kogo chodzi.
- Wchodzimy? Najlepsze dopiero się zacznie.
Marcus wykonał zapraszający gest.


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:07 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 3:50 pm

Kiedy jej towarzysz wspomniał o „kontynuowaniu podrywu”, twarz Irlandki rozjaśnił szczerze rozbawiony uśmiech. Ta prosta uwaga spodobała jej się, aż za bardzo, może dlatego, kiedy zapadła cisza, spacer zaczął sprawiać jej prawdziwą przyjemność. Uwagi wymieniane od czasu do czasu, stały się o wiele bardziej naturalne, kiedy pozbawiło się je tej wymuszonej gry pozorów. Wystarczyła chwila rozmowy, by uznać, iż Aislin jest szczera i otwarta. Choć i to miało swoje granice, rozmówcę zawsze trzymała blisko, a jednak utrzymywała odpowiedni dystans, zgrabnie lawirując pomiędzy tematami, gdy jakiś stawał się nazbyt osobisty. Wręcz niezauważalnie kontrolowała rozmowę, gdy zbaczała na „niebezpieczne” tory. Tą niewątpliwą zdolność, nabyła jeszcze w domu. Jakież byłoby zdziwienie Marcusa, gdyby wiedział skąd naprawdę się wywodzi.
Widok fabryki i ochroniarza wywołał u dziewczyny ledwie dostrzegalne zaskoczenie. O ten typ ekscentryzmu, posądzałaby raczej innych, choć może w istocie nie znała Marcusa, a pierwotna ocenia mogła być nieco myląca. Ostatecznie nadnaturalna prześlizgnęła się pod łańcuchem, spokojnie rozglądając wśród budynków, oraz wewnątrz hali. Tradycyjne, nawet te najbardziej pierwotne tańce ojczyzny nie były jej obce, w gruncie rzeczy to dzięki nim, nabyła ten specyficzny chód i lekkość. Samym festiwalem, zainteresowała się jednak dopiero słuchając słów mężczyzny.
A wiesz dlaczego je tak nazywają? - spytała, z lekką przekorą, zastanawiając się czy faktycznie interesują go te obrzędy. Nie robiła jednak wykładu, choć w istocie mogła. W duchu zaśmiała się na wspomnienie stosu. Dawniej podpalano wóz pełny siana spychając go ze wzgórza na „pożegnanie” Lugh`a.
Ponownie zerknęła na anglika posyłając mu zalotny uśmiech i niczym posłuszne dziecko wsuwając się do środka, co mogło samo w sobie stanowić pewnego rodzaju zaskoczenie. Jak jednak można się było spodziewać, kobieta, pełna była sprzeczności. Przelotne spojrzenie jakie rzuciła w tłum, nie pozwoliło jej nawiązać bliższego kontaktu, z osobą, która przed momentem machała do Marcusa. Aislin nie poczuła się tym jednak nadmiernie zmartwiona. Z rozbawieniem skarciła się, za to w duchu, za "niegrzeczne" skojarzenie, ap-ropo zabawy, miłości i ognia. A może zabaw z ogniem...
Powrót do góry Go down
Abstraerse
Roko
Abstraerse


Liczba postów : 19
Rasa : Człowiek
Imię : Abstraerse
Nazwisko : Reagan
Wiek : 27 lat.
Waga : 75 kg.
Wzrost : 182 cm.
Specjalizacja : Eksterioryzacja
Srebro : -
Oręż : Dwa sztylety.
Ekwipunek : Paczka papierosów, zapalniczka, komórka, portfel - w kieszeniach.
Wygląd : Czarne włosy, czarne oczy, blada, lekko różowa skóra, umięśniona sylwetka. Szcegóły widać na avatarze.
Ubiór : T-shirt, ciemne jeansy i czarne trampki.
Narodowość : Irlandia
Motto : I'm OK, I'm fine - this is all just in my mind.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 3:53 pm

W cichych, pobocznych uliczkach dało się słyszeć miarowe odgłosy kroków. Szybkie, wybijające jeden rytm. Tup, tup, tup. Wszystko było takie niepozorne. Takie, jakie zazwyczaj jest w nocy - uśpione i leniwe. Gdzieś obok Abstraerse usłyszał wydźwięk, jaki można usłyszeć przy kontakcie kropli wody z betonem. Kap. I jeszcze jeden. Kap. I kolejne. Kap, kap, kap. Dźwięk narastał, coraz bardziej irytował mężczyznę. Nawet nie zauważył, kiedy przekształcił się w ryk niby lwa wypełniający całą jego głowę. Głośny i bezlitosny. Obraz przed oczami wyraźnie się zasnuł w oczach Abstraerse. Jakby on też poszedł spać... Na pierwszy plan wyszły literki. Okropne, pierwszy raz widziany z tak bliska literki.
Z J E M . C I Ę .
Abstraerse prędko zacisnął powieki i potrząsnął głową na boki, próbując jednocześnie zdusić w sobie krzyk. Przystanął, przycisnął wnętrza dłoni do uszu.
Przestań... Ryczeć. To boli... W całej głowie mu huczało. Harmider postawił na nogi wszystkie jego myśli, lecz i te przewidując, że nic nie zdziałają opadły na same dno umysłu. Z ust Czarnowłosego wyrwał się cichy jęk. Był to jęk ulgi. Opadł na kolana, zaczął ciężko dyszeć. Już... Po wszystkim. Do następnego razu. Odczekał kilka minut, aż oddech mu się uspokoi. Już po wszystkim.
Wstał, zaczął znów iść. Parę skrętów w prawo, jeden w lewo, potem prosto i jeszcze raz prosto. Nie zastanawiał się gdzie idzie. Chciał po prostu zająć czymś myśli. Po kolejnych paru minutach dotarł pod jakąś ruderę. No, może zbyt mocne słowo. Budynek wyglądał na względnie opuszczony, tyle. W niektórych oknach świeciło się światło, a z samego wnętrza sączyła się muzyka. Abstraerse słyszał ją tak, że pomiędzy nią były powplatane dziwne ryki i groźby. Ostrzeżenia. Mimo wszystko mężczyzna chciał zobaczyć co się tam dzieje. Koniecznie. Ot, sprawdzić, co się tam odbywa, to wszystko. Podszedł do bramy. Cholera, ochroniarz. Przystanął. Tak, teraz należało się zastanowić, co należy zrobić. To zastanowienie nie trwało długo.
- Wpuścisz? - niski głos wypowiedział luźne słowa. Po prostu. Bo tu nie było co kombinować. A przynajmniej według naszego schizofrenika.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 3:56 pm

Abstraerse:
31 sierpnia 2016 roku godzina 22:08


W powietrzu wciąż unosiła wilgoć stanowiąca pozostałość po wieczornej ulewie, ale nie zapowiadało się na to, by ponownie miało się rozpadać. Zresztą, delikatnej mżawki, która ustała po ledwie kilku minutach nie dało się nazwać deszczem. Sierpniowa pogoda nie rozpieszczała mieszkańców irlandzkiego miasta, aczkolwiek na dłuższą metę w tych okolicach nigdy nie było upałów, podczas gdy kilka słonecznych dni pod rząd zakrawało na anomalię w skali roku. Przedstawicielom rasy lubującej się w porze nocnej z pewnością było to na rękę.
Abstraerse jeszcze zanim zadał pytanie, mógł poczuć na sobie badawcze spojrzenie „ochroniarza”, mającego nadzorować osoby wchodzące na teren prowizorycznego festiwalu. Wzrok mężczyzny zatrzymał się na przybrudzonych i zawilgoconych kolanach czarnowłosego, po chwili też na jego twarzy, nawet w nikłym świetle wyglądającej na bladą i niebudzącą zbytniego zaufania. Roko nie prezentował się po prostu jak ktoś, kto mógłby dysponować zaproszeniem, a impreza, choć prowizoryczna oraz wyglądająca na raczej naprędce zorganizowaną, właśnie czegoś takiego wymagała.
Strażnik zaciągnął się głębiej papierosem i wypuścił kłąb cuchnącego dymu wprost w kierunku oblicza drugiego człowieka.
- Zjeżdżaj – odpowiedział głosem pozbawionych większych emocji.
Nie był rozeźlony. Informował jedynie, że przypadkowy przechodzień nie jest mile widziany. Ustawił się tak, że blokował przejście przez bramę, ale po wypowiedzeniu prostego komunikatu nie patrzył już dłużej na obcego, jakby uznał, iż temat został zamknięty, a sprawa zakończona.
Zza ogrodzenia dobiegała ich muzyka, jaką ktoś stopniowo pogłaśniał, za nic mając sobie najwyraźniej ciszę nocną. Strażnik zerknął w tamtą stronę i uśmiechnął się krzywo. Wolałby znajdować się w środku, lecz poproszono go o przypilnowanie wejścia. Nie do końca to rozumiał, festiwal nie stanowił przecież znowu aż tak ekskluzywnego wydarzenia, by konieczne były osoby odpowiedzialne za utrzymanie porządku, ale nie protestował. Każdy miał przecież jakieś zachcianki, a to pewnie była jedna z nich.
Reagan zapewne mógłby w tym momencie obrócić się na pięcie i obejść się smakiem lub też poszukać innej metody wejścia na teren opuszczonej fabryki, ale choć choroba go nie opuszczała, to najwyraźniej to samo postanowiło robić szczęście. Usłyszał nagle za sobą wybuch głośnego, niemalże histerycznego śmiechu, który poprzedził wyłonienie się spóźnionych gości z jednej z mniejszych alejek. Rozradowane towarzystwo wyglądało i zachowywało się tak, jak gdyby przed przyjściem zdążyli opróżnić co najmniej kilka piw, niekoniecznie na spółkę, szerząc dookoła siebie beztroski chaos i hałas. Idąca na czele niska brunetka podeszła nieśpiesznie do ochroniarza, niemalże przewracając się przy tym o krawężnik, by chuchając mu w twarz alkoholowym oddechem szepnąć na ucho jak się nazywa i kto ją zaprosił. Strażnik kiwnął krótko głową, uchylając bramę.
Kilkoro z nowo przybyłych trąciło nadnaturalnego, jeden popchnął go lekko do przodu. Nim Abstraerse zdążył się zorientować, znalazł się pośród kilkunastu podpitych osobników planujących wejść na teren kompleksu.
Mógł spróbować podążyć wraz z nimi, ryzykując przyłapanie przez czujnego strażnika, licząc się z tym, że mężczyzna za drugim razem wykaże się mniejszą wyrozumiałością lub też poszukać innej drogi.

Aislin:

Zza ich pleców słychać było przytłumione przez celtyckie rytmy śmiechy i okrzyki grupy, która zmierzała powoli w stronę hali. Marcus zerknął w tamtą stronę, ale nie przyglądał się nawet uważniej, błyskawicznie powracając spojrzeniem do towarzyszki, akurat posyłającej mu zalotny uśmiech. Brytyjczyk zaklął w duchu. Rudowłosa co rusz, świadomie lub nie, nasilała w nim chęć zaprzeczenia słowom, jakie wcześniej wypowiedział, czynami. Z jednej strony przyjął do wiadomości jej zdecydowaną odmowę, z drugiej wciąż żywił nadzieję, iż była to jedynie metoda drażnienia się. Przejaw zwykłej psotliwości.
- Nie wiem – przyznał, wchodząc tuż za nią. Gdyby próbował udawać, że zna się na tutejszych świętach i obyczajach, w szczególności zaś na tych starej daty, wyszedłby jedynie na ignoranta. Prościej było wykazać się szczerością. – Nie jestem stąd.
Ton, jakim to powiedział jasno sugerował, że z chęcią dowiedziałby się czemu tak nazwano to święto, aczkolwiek wątpliwym było, żeby chodziło mu o coś więcej aniżeli zagłębienie się w kwestię „festiwalu miłości”.
Im głębiej wchodzili, tym bardziej zadymione i przyciemnione wydawało się całe otoczenie. To, co przy wejściu wydawało się raptem prowizoryczną próbą odbudowania rodzimego nastroju, stopniowo przeradzało się w odmienny świat, w jaki dano im było wkroczyć. Głośniki skryte pod dekoracjami emanowały głębokim, ciężkim basem, który jakimś cudem nie kontrastował z muzyką instrumentów, jakimi posługiwał się siedmioosobowy zespół na scenie. Rytmiczne uderzenia zdawały się wywoływać w narządach wewnętrznych delikatne, hipnotyczne wibracje. Voy czuł muzykę w swoim wnętrzu. Czuł jak fale dźwiękowe wprawiają płuca w drganie, obijają się wokół głowy, żołądka. Nawet nie zauważył, kiedy jego ruchy nabrały specyficznego rytmu, a on sam przymknął na moment oczy, wczuwając się w nastrój.
- Znajomy powiedział mi o tej imprezie – odezwał się znowu, pochylając w stronę kobiety. Musiał niemalże krzyczeć, ale słowa były zrozumiałe. – Nawet gdzieś go tutaj przed chwilą widziałem…
Mężczyzna rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie zauważył kolegi. Zupełnie jakby ten rozpłynął się w powietrzu, choć przed chwilą zdawał się zbliżać w ich kierunku. Marcus wzruszył ramionami, marszcząc nieznacznie brwi.
- Podoba ci się? – spytał z nadzieją.
Tuż obok nich przemknął wąż złożony z wymalowanych postaci, zgrany, poruszający się niczym jeden organizm. W nozdrza ryżej z wzmocnioną siłą uderzyła woń kadzideł, wśród których mogła teraz bez problemów wyróżnić woń wrzosu i mirtu, a delikatne pulsowanie w skroniach, które zaczęło się gdy weszła na teren hali, spotęgowało się. W środku było więcej ludzi, niż to wyglądało na pierwszy rzut oka. Każdy stanowiący specyficzną, indywidualną jednostkę. Niewielu zwróciło uwagę na wejście nowej dwójki, ale wśród tych, którzy to zrobili, przedstawicielka płci pięknej mogła wyczuć spory ładunek ożywionego zainteresowania.
Powoli robiło się tłoczno, lecz blondyn nie wyglądał na zniesmaczonego tym faktem. To było dziwne, zważywszy na to, iż w kawiarni przeszkadzało mu kilka osób, natomiast tutaj kilkadziesiąt nie robiło żadnej różnicy, ale taka była chyba uroda większych zbiorowisk. Szczególnie przy takim klimacie. O’Keigwin w pewnym momencie poczuła, jak w pasie otacza ją ramię towarzysza, idealnie na wysokości, która uchodziła za jeszcze akceptowalną. Brytyjczyk nie patrzył na nią, ale bez problemu mogła zauważyć, że spiął się nagle, jakby niepewny reakcji tancerki, chociaż ten ruch miał swoje uzasadnienie. Przestrzeń dookoła nich zamykała się, zupełnie jak gdyby tłum pochłaniał nowych widzów, asymilując ich natychmiastowo do jednej, zwartej masy.
Jeżeli studentka zwróciła baczniejszą uwagę na wirujących dookoła, zdawałoby się – chaotycznie, tancerzy, jeśli udało jej się na choćby jednym skupić dłużej wzrok, mogła zauważyć, iż wzory pokrywające ich ciała były niezwykle misternie wykonane. I niepowtarzalne. Mężczyźni i kobiety, wszyscy poniżej trzydziestego roku życia, tańczyli z zamkniętymi oczami.
Wydawało się, że oni są jedynym właściwym elementem całego festiwalu. Oni i stos wybudowany przed sceną. Cała reszta sprawiała wrażenie przypadkowych zlepków pojedynczych postaci, jakie pojawiły się przypadkiem w okolicy, tylko po to, by stać się świadkami czegoś niesamowitego.
Utwór się skończył i zanim zaczął się drugi, osobnik brytyjskiego pochodzenia odgarnął delikatnie rudej kosmyk włosów, wciąż prowadząc ją do przodu.
- Chciałbym ci coś pokazać… – wyszeptał zachęcająco, uśmiechając się w taki też sposób.
Aislin nie zdążyła zareagować. Raptem znów rozległ się dźwięk bodhranu, do którego ochoczo dołączyło irlandzkie bouzouki, harfa i dudy. Tancerze, zastygli na moment ciszy niczym pozbawione lalkarza marionetki, po czym znowu ruszyli ze zdwojonym zapałem. Jeden z nich chwycił kobietę za nadgarstek, wciągając w sam środek wirujących wzorów. Marcus puścił, nim zorientował się porządnie co się dzieje.
Nadnaturalna w mgnieniu oka została przemieszczona na sam środek hali, gdzie już po chwili została otoczona przez pozostałych świętujących. Kilkoro uśmiechnęło się do niej promiennie wirując nieprzerwanie, inni podawali ją sobie z rąk do rąk w nieprzerwanym rytmie. Raz, może dwa, unieśli ją do góry, by później postawić i ponownie zachęcić do tańca. Dopiero przy którymś obrocie, zauważyła, że nigdzie w pobliżu nie może dostrzec żadnego z widzów, ponieważ „Celtowie” otaczali ją zacieśniającym się kręgiem.
Nie dalej jak dwa metry na prawo stał nieruchomo jeden z mężczyzn, który nie towarzyszył reszcie. Stał tylko, wpatrując się w roko, a jego klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół pod wpływem przyśpieszonego oddechu.


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:18 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 3:59 pm

Długie smukłe palce dziewczyny przebierały rytmicznie w powietrzu, nie tyle wystukując rytm, co wręcz odtwarzając melodię, jakby Aislin wygrywała jej nuty na pianinie. To nieświadome działanie, jednoznacznie wskazywało w jakim stopniu dziewczynie odpowiada to miejsce. To, oraz migotliwy, ledwie dostrzegalny uśmiech, który odkąd przekroczyli drzwi hali nie znikał z jej uroczej buzi.
Minęło trochę, czasu nim rudowłosa, skupiona raczej na otoczeniu i muzyce, niż Marcusie zdecydowała się odpowiedzieć, nie tylko na jego pytanie, ale i na uwagę na temat samego festiwalu, a to w jaki sposób to uczyniła, świadczył albo o prawdzie płynącej z powiedzenia - „Kiedy kobieta mówi -*-nie-*- myśli -*-może-*- (...)”, albo też wysokim wskaźniku oddziaływania wszechobecnego nastroju.
Zbliżywszy się do mężczyzny, tak że ich ciała niebezpiecznie się stykały, Aislin przechyliła się w kierunku jego ucha, wypowiadając kolejne słowa z takim natężeniem, że choć słyszał jej dokładnie, zdawały się być jedynie szeptem.
Tego dnia, zawierano „próbne” roczne śluby... to jedna wersja... - zawiesiła głos, przez moment przyglądając się profilowi mężczyzny, a gdy kąciki jej warg podniosły się nieco wyżej dodała – druga jest nieco bardziej skomplikowana i związana, ze starą wiarą oraz sabatami. To symboliczny dzień, w którym Bóg Słońce traci swe siły, Bogini Ziemia, przyjmuje ten fakt ze smutkiem, jednak raduje ją rosnące w niej życie - umierający Bóg żyje w niej w postaci przyszłego potomka. Takiego właśnie potomka, należało powołać do życia. Jedna Kapłanka, łączyła się z nieznanym sobie mężczyzną, którego wybierano spośród wielu. I tak podoba mi się. - zakończyła, odsuwając się ze śmiechem.

Zdawało się, że nie zwraca uwagi na nic prócz muzyki. Nadnaturalna odnotowała jednak trzy fakty, wprawie „magiczne” zniknięcie kolegi Marcusa w tłumie, pojawienie się hałaśliwej grupy gości, wśród, których gdzieś na granicy wejścia dosłownie obracał się nie pasujący do nich młodzieniec, oraz dziwny wpływ tej szczególnej muzyki na umysł. Nawet przy swojej samokontroli, musiała bowiem przyznać, że po raz pierwszy dźwięki działają na nią w tak oszałamiający sposób.
Powrót do góry Go down
Abstraerse
Roko
Abstraerse


Liczba postów : 19
Rasa : Człowiek
Imię : Abstraerse
Nazwisko : Reagan
Wiek : 27 lat.
Waga : 75 kg.
Wzrost : 182 cm.
Specjalizacja : Eksterioryzacja
Srebro : -
Oręż : Dwa sztylety.
Ekwipunek : Paczka papierosów, zapalniczka, komórka, portfel - w kieszeniach.
Wygląd : Czarne włosy, czarne oczy, blada, lekko różowa skóra, umięśniona sylwetka. Szcegóły widać na avatarze.
Ubiór : T-shirt, ciemne jeansy i czarne trampki.
Narodowość : Irlandia
Motto : I'm OK, I'm fine - this is all just in my mind.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 3:59 pm

Ach, więc to tak. Nie chcą przypadkowych gości... Abstraerse cofnął się o krok tak, że jakoś znalazł się w okolicach centrum grupki. Krzyki, piski, bełkoty pijanych ludzi zdawały się wypełniać całą czaszkę Roko, nagle zamieszkiwać cały jego dziwny świat. Pochylił głowę tak, by jeszcze bardziej wmieszać się w grupkę. Niczym się nie różnić. Szkoda tylko, że się nie odzywał, bo to by mu na pewno pomogło. A nie odezwał się dlatego, że kiedy przechodził przez bramę, zauważył kątem oka ochroniarza, ale zupełnie innego - wyłupiaste, ogromne ślepia barwy szkarłatu zdawały się pożerać go wzrokiem. Czarne, zakręcone do środka rogi i rozchylone usta, z których wydobywała się szaro-czerwona para też nie wieściły dobrych zamiarów "ochroniarza"-tymczasowego-potwora w stosunku do Abstraerse. Do tego nieludzko zaczerwieniona skóra i wyciągnięte w jego stronę czarne łapy wyposażone w smocze łuski i pazury.
No i tak się złożyło, że strach przed ochroniarzem uwięził mu głos w krtani. Starał się jednak za wszelką cenę nie patrzeć na niego i iść z grupką, łudząc się, że pijaczki zasłonią go dostatecznie, by strażnik imprezy nie zwrócił na niego uwagi. Czuł się tak, jakby przechodził pod uniesioną ręką jakiegoś wielkiego potwora. Szanse na dostanie się do wewnątrz - fifty-fifty. Ktoś z tyłu go popchnął, więc przyśpieszył kroku. Drzwi były już tak blisko... Co ma być, to będzie, ot co.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:01 pm

Abstraerse:
31 sierpnia 2016 roku godzina 22:20


Grupa spóźnionych stanowiło całkiem namacalną szansę wejścia na teren fabryki, mimo ewidentnej niechęci ochroniarza względem wpuszczania osób bez zaproszenia i właśnie dzięki temu w całym swoim nieszczęściu schizofrenik mógł więc mieć odrobinę szczęścia. Pijane towarzystwo, mimo iż liczyło sobie niewiele ponad dziesięć osób, hałasowało i rozrabiało, jak gdyby było ich dwa razy więcej, co tylko zwiększało szanse nadnaturalnego. Otoczony przez rozweselonych ludzi, którzy nawet nie zauważyli, iż dołączyła do nich jedna nadprogramowa osoba, przekroczył bramę prowadzącą na teren kompleksu.
Jeden krok, potem kolejny.
Abstraerse jako jedyny widział dziwacznego strażnika, będącego tylko i wyłącznie wytworem jego wyobraźni. Chociaż i przez wzgląd na chorobę jaka go dręczyła, wyrażenie to mogłoby wydawać się niestosowne. O ile jednak szponami wyciągniętymi w jego kierunku teoretycznie nie powinien się martwić, o tyle poczynaniami ludzkiego ochroniarza już owszem. Roko łudził się, w rzeczy samej, ufając, iż człowiek go nie zauważy. Odmówił mu wstępu, ale nie widział, żeby niepożądany intruz odchodził, toteż szczególną uwagę poświęcił wchodzącym…
Reagan, w momencie, w którym zaczął już podejrzewać, iż niezbyt wyrafinowany podstęp zakończy się sukcesem, poczuł jak ktoś łapie go za kołnierz i ciągnie brutalnie do tyłu. To nie było delikatne powstrzymanie przed dalszą podróżą. Ochroniarz tym prostym ruchem niemalże zmusił nieszczęśnika do zapoznania się z podłożem, kiedy natomiast nie patyczkując się, z wprawą uderzył pięścią w żołądek Abstraerse, atakowany siłą rzeczy upadł.
- Mówiłem ci coś, śmieciu – głos strażnika nagle odzyskał zabarwienie emocjonalne, chociaż wściekłość była pewnie ostatnim, co nadnaturalny chciałby usłyszeć – Zjeżdżaj. Już.
Jedna z dziewczyn z grupy odwróciła się i spojrzała na to, co się dzieje, ale tylko po to, by roześmiać się hałaśliwie, wskazując poturbowanego osobnika palcem. Tylko ona się śmiała, reszta po prostu nie zwróciła uwagi.
Smoczy demon zbliżył się odrobinę, wpatrując się zabarwionymi karmazynem oczami w dwójkę mężczyzn, z nieodgadnionym grymasem pyska. Wypuścił powietrze z płuc, a wraz z nim wydobyła się zaskakująco duża chmura szarego pyłu o nieprzyjemnym, gryzącym zapachu. Otuliła ona sylwetkę klęczącego człowieka, owiewając go w niespokojnym pędzie, by następnie ruszyć niespodziewanie w kierunku ochroniarza. Dziwna istota była złudzeniem, toteż nie powinno nikogo dziwić, iż tylko Reagan ją widział i czuł, tak samo więc zrozumiały był brak reakcji ze strony strażnika, gdy pył wpłynął do jego organizmu poprzez usta, oczy i nos.
Jednakże niedawny agresor zamrugał gwałtownie, wpatrując się nieprzytomnie w swoją niedawną ofiarę, jak gdyby widział ją po raz pierwszy. Po chwili zresztą przestał patrzeć w ogóle, odwracając się na pięcie i wracając na poprzednie stanowisko. Nie spojrzał już więcej na eksteriotyka i to było zdecydowanie mniej zrozumiałe.
Kiedy Abstraerse rozejrzał się dookoła, nie ujrzał nigdzie demona.

Aislin:

Tancerze wydawali się zawiedzeni biernością kobiety, nie reagującej na ich poczynania. Mimo wciągnięcia jej w wir tańca, pozostawała niemrawa, nawet gdy niekoniecznie zgodnie z jej wolą przemieścili ją w głąb sali, z dala od persony, z którą przybyła na miejsce. Marcus wciąż pozostawał poza zasięgiem wzroku, w przeciwieństwie do wymalowanego od stóp do głów mężczyzny, patrzącego nieustępliwie na studentkę. Celtów nie interesowali pozostali goście, jacy pojawili się tej nocy na terenie fabryki. Przyjmowali ich z niewymuszoną obojętnością, akceptując obecność im podobnych jako prosty element swoistego rytuału. Konieczność, której nie sposób obejść. Aislin jednakże nie zaliczała się do grona przypadkowych jednostek. I zasługiwała na nieco odmienne traktowanie.
Krąg tancerzy dookoła zacieśnił się jeszcze bardziej, ograniczając widoczność do prostej linii na wprost, gdzie wciąż pozostawała niewielka ilość wolnej przestrzeni. Niektórzy zaczęli napierać, na początku delikatniej, później bardziej zdecydowanie, popychając ryżą do przodu w rytm muzyki. Tak, jakby to ona miała podejść do nieznajomego, nie on do niej.
Im bliżej się znajdowała, tym wyraźniej widziała malunki na ciele obcego. Starannie wytyczone czarne linie na śniadej skórze układały się w regularne wzory, momentami w pojedyncze słowa. Wielokrotnie powtarzał się symbol oznaczający dziką bestię, podczas gdy na czole pośród pozostałych malunków, zdecydowanie dominował starannie wpasowany w całość „wieczny węzeł”.
Taka czytelność powinna wydawać się nietypowe, zważywszy na porę nocną i znikomą ilość sztucznego światła, która mogłaby to umożliwić. O’Keigwin jednakże odnosiła wrażenie, jak gdyby skóra mężczyzny promieniowała własnym, nienarzucającym się blaskiem, jaki wszystko ułatwiał.
Stojący nieruchomo osobnik uśmiechnął się, wciąż stojąc w miejscu gdy dystans zmalał do metra. Wówczas też przedstawicielka płci pięknej mogła zauważyć, iż pośród całej tonacji wzorów na jego skórze, ciemnego odcienia skóry i półmroku wewnątrz hali, najjaśniejszym elementem w postaci nieznajomego były jego oczy. Chociaż powinna uczynić to od razu, teraz dopiero zobaczyła, iż oczami mężczyzny są same białka, albo też tęczówki i źrenica są tak jasne, że wydaje się jakby ich nie było.
Muzyka robiła się jeszcze głośniejsza, wprawiając niejeden nienawykły do takowego natężenia dźwięków umysł niemalże w trans. Znikąd pośród tancerzy pojawiły się słomiane kukły wielkości dorosłego człowieka, a od strony stosu – choć wciąż pozostawał nierozpalony, poczęło promieniować ciepło. Roko poczuła znienacka, jak coś dotyka jej dłoni. Coś żywego, porośniętego krótkim, odrobinę szorstkim futrem, a gdyby spojrzała w dół, ujrzałaby stojącego spokojnie obok wilka z blizną przecinającą jedno oko.
Basior nie patrzył na kobietę, tylko na jednostkę naprzeciwko, choć z jego postawy nie sposób było odczytać nastawienia. Ot, stał, jak gdyby było to coś absolutnie normalnego i dzikie zwierzę w tłumie pojawiało się średnio kilka razy w przeciągu tygodnia. Przesunął się odrobinę naprzód, napierając delikatnie barkiem na nogę kobiety.


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:19 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:03 pm

Tłum, który oderwał ją od towarzyszącego jej mężczyzny, z początku wywołał w Aislin coś na kształt paraliżu. Przyzwyczajona do tańca i zabawy, dziewczyna podświadomie poczuła się zagrożona i w pierwszym odruchu musiała stłumić wyrywający się z jej umysłu krzyk. Zdawało jej się, że nie należy do niej, a jednak był znajomy, jakby zawsze się tam znajdował, brzmiąc teraz jedynie w jej głowie. Myśli nadnaturalnej zamarły, by po chwili nabrać niesamowitego tempa. Przed jej oczami przesunęły się najpierw wymalowane na ciałach tancerzy, wyrwane z kontekstu ruchu obrazy, drobne gesty, elementy tańca rytualnego, których niewprawne oko nigdy by nie dostrzegło, a potem przez jej podświadomość prześlizgnęły się rysunki. Setki rysunków, jakie przez lata Irlandka oglądała i odtwarzała, wpierw chaotycznie, by po dłuższej chwili bezruchu, nabrać jeszcze nie do końca sprecyzowanego sensu. Powtarzające się elementy... Gdzieś tam w pamięci miała odpowiedź, wiedziała co się dzieje, tylko muzyka utrudniała jej skupienie. O’Keigwin momentalnie spięła się w sobie, zmuszając swą jaźń do współpracy, a dzięki tak częstym ćwiczeniom, choć częściowo odcinając się od bodźców. Szła powoli, bardziej zmuszana do tego, niż chętna przystać na taki przebieg zdarzeń. W miarę jednak jak dystans do mężczyzny zmniejszał się, jej ruchy stawały się na powrót bardziej taneczne, nie był to jednak gest poddania, a gra na czas. Wciąż bowiem Aislin nie mogła zdecydować się co powinna zrobić. Coś w oczach mężczyzny, w nim samym, a może wewnątrz jej psychiki szeptało, nakłaniając ją do podejścia. Ciekawość, chęć poznania kolejnego etapu gry. Instynkt jednak sprawiał, że energia wokół „Ice” kumulowała się i dziewczyna po raz pierwszy w życiu siłą woli musiała powstrzymywać swoje moce, by w ferworze sprzecznych emocji nie zrobić czegoś, co naraziłoby na niebezpieczeństwo nie tylko ją, ale i otoczenie. Miała bowiem wielką ochotę rozpętać wokół piekło, byle by Celci odsunęli się od niej przestając popychać ją naprzód. Uśmiech jaki wypłynął na wargi stojącego zaledwie o metr od niej mężczyzny sprawił, że jej serce zabiło szybciej i nadnaturalna skarciła się w duszy, za ten jakże ludzki odruch. Przez ułamek sekundy pragnęła bowiem jedynie poczuć, jak nieznajomy by jej dotykał.
Spokój... niesamowite, pierwotne uczucie spokoju ogarnęło jej ciało, gdy krótka sierść otarła się o jej skórę. Niejako przywracając do rzeczywistości. Normalny człowiek zląkłby się, widząc obok 'dziką bestię', Aislin nie była jednak najwyraźniej normalna, bo jej palce przesunęły się powoli po grzbiecie zwierzęcia, jakby dziewczyna witała się z nim. Nie wiedziała skąd wziął się basior, a jednak poczuła ulgę, mimo że jeśli atmosfera dotąd stawała się gęsta, teraz w powietrzu dałoby się zawiesić nie siekierę, a czołg. Gdyby myślała rozsądnie spróbowałaby się cofnąć, starając się chronić swoje palce przed możliwością stania się przekąską. Któż jednak twierdził, że Irlandki są rozsądne? Być może, Aislin za bardzo ufała w swoje siły, a może ciągłe obcowanie z dwoma światami i naturą, tak mocno zmieniło jej sposób postrzegania rzeczywistości? Dawno temu ktoś jednak powiedział jej, coś w co mocno wierzyła.
Prawdziwe bestie nie żyją w lasach, one są w nas samych...
Głęboki oddech i Roko na moment zamknęła oczy, gdy zaś je otworzyła, jej bystre spojrzenie jeszcze raz przemknęło po mężczyźnie, wilku, oraz dzielącym ich dystansie, a potem z niejaką niepewnością dziewczyna zrobiła coś czego nie planowała. Odruchowo skupiła myśli starając się wyczuć otoczenie.
Granicą tolerancji jest nie wciąganie mnie w gierki.... - usprawiedliwiła się podświadomie. Nie była wcale pewna czy zdoła coś wyczuć, ale dobrze wiedziała czego szuka. Oczy nieznajomego nie nosiły widocznych śladów, jakich nauczono jej wypatrywać. Pokryta malunkami skóra, nawet jeśli kryła srebrzyste „smugi” w tych warunkach nie nadawała się do oględzin. Było jednak coś, co wszyscy nadnaturalni posiadali, a była to „energia”, „chi”, „wiara”, czy jak by tego nie nazywała reszta świata. Drobna iskra, którą Aislin właśnie starała się odnaleźć w tłumie. Dlaczego? Wiedziałaby na co może sobie wówczas pozwolić. Gdyby jednak cała ta gra pozostawała mniej lub bardziej „niewinną” zabawą, niektóre rodzaje „obrony”, stałyby się nad wyraz niepożądane, albo raczej „źle widziane”.
Czy powinna się jednak w ogóle bronić? A jeśli tak to przed czym?
W zupełnie przyziemnym odruchu oceniła aparycję mężczyzny, aby stwierdzić, czy nadmierne "zbliżenie" faktycznie by jej przeszkadzało, ale zaraz uznała, że jej pojęcie zbliżenia niekoniecznie równało się ich definicji "bliższego kontaktu", a osobiście ceniła sobie własną skórę... i wolność.
Powrót do góry Go down
Abstraerse
Roko
Abstraerse


Liczba postów : 19
Rasa : Człowiek
Imię : Abstraerse
Nazwisko : Reagan
Wiek : 27 lat.
Waga : 75 kg.
Wzrost : 182 cm.
Specjalizacja : Eksterioryzacja
Srebro : -
Oręż : Dwa sztylety.
Ekwipunek : Paczka papierosów, zapalniczka, komórka, portfel - w kieszeniach.
Wygląd : Czarne włosy, czarne oczy, blada, lekko różowa skóra, umięśniona sylwetka. Szcegóły widać na avatarze.
Ubiór : T-shirt, ciemne jeansy i czarne trampki.
Narodowość : Irlandia
Motto : I'm OK, I'm fine - this is all just in my mind.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:03 pm

Uda się, uda się, uda się... Cholera, jednak nie. Mężczyzna poczuł od tyłu ostre szarpnięcie. Pech, po prostu pech. Dlaczego ten ochroniarz nie mógł być jakiś ślepy, niedowidzący albo chociaż niemy? Chociaż raczej Abstraerse nie robił sobie nic z tego, co mówił ten gość.
Zirytowanie przeplatane furią wstąpiło w ciało Abstraerse. Nie, nie spodziewał się tego. Uderzenia w żołądek zresztą też. Bolało. Bolało, kwa mać, i to jak. Coś mu podeszło do gardła... W ustach miał obrzydliwy posmak żółci. To go jeszcze bardziej rozwścieczyło. Reagan podniósł się, udało mu się uklęknąć. A potem ten dziwny opar... Nagle się pojawił, zaczął go wręcz dławić, ale... Jakimś cudem zaatakował potwora. Abstraerse patrzył się na to zjawisko oniemiały. Czy to... Czy to jego sprawka? Nie wiedział. Miał prawo nie wiedzieć, gdyż był chory. Oczywiście tego przed sobą nigdy nie przyzna, no ale. Fakt na zawsze pozostanie faktem. Podniósł się, stanął na własnych nogach.
A potem do Abstraerse doszedł głuchy śmiech pijanej dziewczyny, chyba przywódczyni grupy. I oto nadeszła chwila, w której mózg Nadnaturalnego jednocześnie był świadomy tego co robi, a z drugiej strony zupełnie tego potrafił ogarnąć.
- Nie ty będziesz mi mówił, co mam robić, oprychu - warknął cicho, obracając głowę w tył, tam gdzie miał względnie stać ochroniarz. Ale jego tam nie było. Cóż... W takim razie spojrzenie Abstraerse powiodło w stronę dziewczyny. Czarne oczy zabłyszczały bardzo, bardzo złowrogo, ale chyba tylko dziewczyna mogła to zauważyć, bo tylko ona na niego akuratnie, zdaje się, że patrzyła. A potem szew na jej skąpej bluzce miał rozprysnąć się, zmieniając konsystencję na mieniący się pył o barwie ciemniejszej niż noc. To samo miało się stać ze szwami na koszulkach dwóch, trzech albo czterech przybocznych dziewczyny. Tych, którzy stali najbliżej niej, a także może półmetrowym pasie ogrodzenia tuż przy bramie za nim. O tak... Pragnął tego. Aha, dziwne pragnienie, zgadzam się. Ale... Mimo wszystko Abstraerse raczej nie wiedział, że to on jest sprawcą rozpryśnięcia się szwów ciuchów Młodych i Schlanych i kawałka ogrodzenia w czarny proszek.
- Laska, opanuj się - rzucił, rozepchnął silnymi ramionami towarzystwo na boki i wręcz wbiegł do środka. Od razu odbił w lewo i zaczął się kierować w stronę nie wiadomo czego. Zdawał się mieć przysłonięte oczy jakąś bardzo cienką czarną szmatką, przez którą przebijały się jedynie ostre, różno-kolorowe światła... Coś jakby zmęczenie, na które nie zwracał tymczasowo uwagi. Dyszał ciężko. Przecież chciał się tutaj dostać...
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:05 pm

Aislin:
31 sierpnia 2016 roku godzina 22:25

Pozornie nic nie uległo zmianie. Cały pejzaż nocnego święta w nietypowym mieście i jeszcze mniej typowej aranżacji nijak nie zareagował na rozbudzenie potencjału drzemiącego w ciele rudowłosej. Pozostali ludzie oddzieleni od centrum wydarzeń szczelnym korowodem ciał wymalowanych w celtyckie wzory nie tylko nie widzieli, ale też nie słyszeli co dzieje się kilka metrów dalej, oddzieleni ścianą dźwięku, barierą świadomości.
Pojedyncza rozpalona iskra umknęła ich uwadze. Przed ich wzrokiem nadnaturalna była bezpieczna. O tym jednak, że inni dostrzegli zmianę, jaka w niej powoli zaszła w miarę wkraczania na teren hali, ktoś powinien był kobietę poinformować. Zawczasu ostrzec, że ludzie o niezwykłych umiejętnościach są, owszem, apetyczni, ale zbyt niebezpieczni, by akceptować ich obecność.
Kilka istot spojrzało w jej kierunku w inny sposób niż dotychczas, choć nie sposób byłoby określić na czym dokładnie polegała różnica. Nie jeden konkretny przekaz emocjonalny – raczej drobna subtelność, niemalże przekaz podprogowy stanowiący odzwierciedlenie narastającego napięcia.
Basior i tancerz wyczuwali je doskonale. Wilk naparł mocniej na udo przedstawicielki płci pięknej, popychając ją nieco w bok. Celt poruszył się w końcu, ruszając w ich kierunku, a w każdym jego kroku czaiło się oczekiwanie na cios, który miał nadejść z niewiadomej strony. Chociaż szara bestia u boku niewiasty obnażyła kły widząc to posunięcie, mało prawdopodobne było, by to właśnie on miał zaatakować.
Z miejsca, w którym stali, muzyka raniła uszy. To nie była już słodka irlandzka melodia, a przerażająca kakofonia wdzierająca się w najdalsze zakamarki umysłu, by wydrzeć z niego wszystko co najcenniejsze. Chociaż stos w dalszym ciągu nie płonął, ciepło zeń bijące narastało, a kukły ze słomy trzymane przez wymalowanych ludzi zaczęły cuchnąć popiołem. Z nad ich sylwetek począł unosić się dym.
Aislin jednakże ledwie mogła to zauważyć. We właściwym znaczeniu słowa „patrzeć” nie widziała bowiem nic. Nic, co dotyczyłoby kwestii materialnego postrzegania za pomocą najprostszych zmysłów. W jednej chwili patrzyła na mężczyznę naprzeciwko, z którego oblicza uśmiech ustępował coraz bardziej minie wyrażającej niepokój, w drugiej otoczył ją całun absolutnej… nie, nie czerni. Otoczyła ją nicość. Niezwykła, pusta, bezdenna. Jak gdyby wpadła do głębokiej studni bez najmniejszych szans na rychły ratunek.
Zanim jednakże rudowłosa zdążyłaby chociażby odliczyć pojedyncze uderzenie serca, w samym epicentrum pustki rozjaśniła się iskra jej jestestwa. Nadnaturalnej aury, energii należącej do istoty będącej człowiekiem, a zarazem tak różniącej się od standardowego przedstawiciela tej rasy. O’Keigwin zaraz zresztą uświadomiła sobie, że w pobliżu podobnych istot jest więcej, chociaż nie każda należała do rodzaju ludzkiego. Było ich dużo. Mnóstwo.
Z początku wyczuwała tych w pobliżu. Na przestrzeni kilku metrów. Później kilkunastu. A później poczuła miasto.
Feidhelm w najczystszej postaci.
Lśniące tak, że swoim blaskiem raniło wewnętrzne spojrzenie ryżej, zmuszając ją do zaciśnięcia eterycznych powiek, ucieczki przed tym doznaniem. Zanim to jednak uczyniła, w otoczeniu dostrzegła więcej takich jak oni. Nieśmiertelnych i niezwykłych było co najmniej kilkadziesiąt, o ile ich liczba dochodziła setki, jeśli nie dwóch. Więcej, niż gdziekolwiek indziej, nawet jeśli tancerka nie orientowała się w przeciętnej ilości nieśmiertelnych przypadających na statystyczne irlandzkie miasteczko.
Roko nie odzyskała normalnych zmysłów za jednym zamachem. Najpierw poczuła wilgoć, ciepłą i lepką, tuż pod nosem, stanowiącą świadectwo niepokojąco intensywnego krwotoku. Później zaś uświadomiła sobie, że ktoś ją przytrzymuje w pasie, nie pozwala upaść na ziemię. Celt, którego dostrzegła wcześniej w tłumie, zasłaniał ją własnym ciałem, oddzielał od reszty tancerzy, z których część odłączyła się od „radosnego korowodu” i chroniona przed wzrokiem postronnych świadków zbliżała się w niekoniecznie przyjaznych zamiarach.
Jasnooki kiwnął niechętnie basiorowi, gdy ten posłał mu pytające spojrzenie i nie puszczając kobiety, wykonał gwałtowny gest dłonią. Najbliższa słomiana kukła zapaliła się raptownie intensywnym płomieniem w tej samej chwili, w której wilk wyskoczył do przodu, powalając na plecy agresora. Jednego z wielu. Nieśmiertelny u jej boku ponownie wykonał gest, zapalając kolejną kukłę w dłoniach trzymającej ją osoby.
Aislin, dziwny mężczyzna i wilk tuż za plecami mieli wielki stos, z którego promieniowało gorąco trudne do zniesienia, mimo iż wciąż pozostawał niezapalony.

Trzech, może czterech tancerzy ruszyło w kierunku istot pod stosem. Wilk powalił jednego, jednak nie ma gwarancji, że go unieszkodliwi. Muzyka i korowód utrudniają kontakt, nawet ten wzrokowy, z resztą ludzi w hali.
Ucieczka czy obrona?


Abstraerse:

Piski i przekleństwa dziewczyn, którym nagle ktoś uszkodził znaczną część odzienia wierzchniego, przeplatały się z ordynarnym śmiechem męskiej części towarzystwa, najwyraźniej zadowolonej darmowym pokazem. Ochroniarz, kilkadziesiąt sekund wcześniej zwarty i gotowy do działań agresywnych, spojrzał na nich nieprzytomnym wzrokiem, z trudem hamując mdłości oraz chęć osunięcia się na kolana, ewentualnego zwinięcia w pozycję embrionalną i utraty przytomności. Nie czuł się tak paskudnie od ostatniej epidemii grypy, która powaliła dorosłego mężczyznę na łopatki, dociskając go do podłoża drastycznie wysoką gorączką, skutkującą wieloma majakami. Halucynacją zresztą wydawała się osoba czarnowłosego młodzieńca. Wydawało mu się, że miał z nim niedawno do czynienia, ale ilekroć próbował sobie przypomnieć szczegóły, mdłości nasilały się, podobnie zresztą jak ból głowy.
Abstraerse, odprowadzany okrzykami pijanego towarzystwa, wszedł do hali, gdzie nikt już nie powstrzymywał go przed dołączeniem do świętujących. Tłum jak na taką uroczystość, był zaskakujący. Niewielu jednakże wyglądało na osoby autentycznie interesujące się celebracją irlandzkiej tradycji, bardziej bowiem zainteresowani wydawali się samym uczestnictwem. Hołdowali raczej modzie, kreując się na ekscentryzm.
Zróżnicowanie wśród obecnych pozwoliło człowiekowi błyskawicznie wtopić się w otoczenie, umknąć przed jakimkolwiek niepożądanym zainteresowaniem. Roko bez najmniejszych problemów wszedł pomiędzy gości, stopniowo zbliżając się do środka hali. Niektórzy automatycznie odsuwali się przed mężczyzną, schodząc mu z drogi, innych trzeba było ominąć. Nikt jednak nie zatrzymywał chorego, nie domagał się, by ten opuścił teren fabryki.
Mniej więcej w połowie dystansu w stosunku sceny, nadnaturalny poczuł delikatne muśnięcie czyjejś energii, które następnie przeistoczyło się w całkiem realny dotyk, który choć dotyczył wyłącznie sfery eterycznej, pozostawał zauważalny. Reagan co prawda nie wiedział, do kogo należała ta aura, ale z pewnością był to ktoś obecny w okolicy. Sondował i badał, w bardziej inwazyjny sposób, niż mógłby sobie życzyć, wystawiając jednocześnie siebie na cel.
Gdzieś dalej blask płomieni rozjaśnił okolice wielkiego stosu ustawionego nieopodal sceny, co „widownia” przyjęła z entuzjazmem, kompletnie nieświadoma, co wywołało wybuch. Większość obecnych skierowała tam swoją uwagę i jeżeli czarnowłosy również to uczynił, mógł wyczuć w tamtych rejonach czyjąś energię, a przynajmniej jej ślad.
Nadnaturalny poczuł nagle, jak ktoś gwałtownie weń uderza, samą siłą rozpędu niemalże wywracając schizofrenia na podłogę. Ktoś, kogo potencjalny pacjent zakładu dla psychicznie chorych nie chciałby widzieć w ogóle.
Smoczy demon, ten sam, który odstraszył strażnika przy bramie, stał naprzeciwko, otrzepując łuski z nieistniejącego pyłu. Potwór uniósł pysk do góry, wydmuchując gwałtownie szarą parę w trakcie gniewnego westchnięcia i wyciągnął przed siebie łapy uzbrojone w potężne pazury.
- Ostrożnie! – upomniał nieprzyjemnym, złowieszczym głosem. – Co ty, naćpałeś się?
Mostrum spojrzało podejrzliwie na nieznajomego, szczególną uwagę poświęcając jego rozbieganemu wzrokowi i zachowaniu. Wydawało się jednak, iż interesuje go i martwi coś zgoła odmiennego.
Z okolic stosu i sceny wydobywała się zintensyfikowana energia kilku jednostek. Wskazywała na niepokojące wydarzenia, aczkolwiek pozornie wszystko wydawało się mieścić jeszcze w granicach pojęcia "normalność".


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:19 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:08 pm

To był błąd. Zła ocena jeszcze gorszej sytuacji, połączona z dokonaniem krytycznego w skutkach wyboru. Mówiąc szczerze Aislin dawno nie próbowała „zajrzeć” w „otchłań”. Nigdy nie byłaby też w stanie powiedzieć kiedy robiła to ostatnio, jeśli jednak musicie wiedzieć, była wtedy dzieckiem, a próba skończyła się o wiele gorzej niż obecnie.
Kiedy patrzysz w Otchłań, Ona patrzy w Ciebie.
Powinna była pamiętać tę zasadę. Może nawet pamiętała, lecz rozpalona krew nie pozwalała jej racjonalnie myśleć. Mimo jednak całego szoku i spustoszenia, jakie w jej organizmie wywołała źle skontrolowana próba, ogarnięcia okolicy, która nieco przekroczyła dopuszczalny margines błędu. Ruda zdążyła zorientować się z kim ma do czynienia i nie chodziło jedynie o basiora oraz „domniemanego partnera”, który jak zaraz miało się okazać trzymał ją w ramionach. Dookoła niej znajdowało się, aż za wiele czerwonych punktów.
Głęboki oddech. Pierwsze co wyrwało się z jej płuc, nim jeszcze otworzyła oczy, a w ustach poczuła metalicznie słodki smak własnej krwi. Zawsze uważała, że to kpina, krew nie miała prawa być słodka, jej jednak była. Kolejne ułamki sekund i „Ice” zdołała ustalić jeszcze jedno dziwnie obezwładniające ją doznanie, choć z pewnością nie taki był zamiar nieśmiertelnego. Czyjeś silne dłonie obejmowały ją w pasie, powstrzymując przed upadkiem. Ciężkie powieki uniosły się z olbrzymim wysiłkiem, by spojrzenie dziewczyny utkwiło w jasnych oczach Celta. Było w nim coś tak irracjonalnie pociągającego, że w każdych innych okolicznościach Aislin poczułaby błogą radość na samą myśl o „takiej” pozycji. To jednak, że wciąż patrzyła w jego oczy, wcale nie przeszkadzało jej jako tako orientować się w sytuacji. Nie dotarła jeszcze do niej kakofonia dźwięków, choć wychwyciła dziwną zmianę rytmu, jakby sama muzyka chciała ich ukarać.
Stop
Zmęczony umysł przyspieszył obroty, w zaskakującym tempie analizując wydarzenia i informacje. Czas zdawał się na moment stanąć. Wątpliwości są najgorszym wrogiem istoty ludzkiej, a te Irlandka miała od dziecka. Nigdy nie zgadzała się z podejściem jej „świętej” rodziny do „problemu” nadprzyrodzonych, zawsze negując archaiczne poglądy, pragnących spalić na stosie wszystko co inne, choć w istocie sami wpisywali sie w tę kategorię i swym hardym zachowaniem utrudniając nagięcie jej do potrzeb ojca. Udało mu się jednak zaszczepić w dziewczynie pewną niepewność w stosunku do przedstawicieli dwóch pozostałych nacji, przez co Aislin zawsze pozostając neutralną w stosunku do miejskich „utarczek”, unikała bliższych kontaktów. Mając świadomość, że strony „konfliktu” nie darzą się miłością, niekoniecznie też akceptując wybraną przez nią drogę. Coś jednak w niej pękło, bo mężczyzna, którego dosłownie czuła w danej chwili całym ciałem, z pewnością nie był człowiekiem. Czemu mi pomógł? Na to właśnie pytanie nie mogła sobie teraz pozwolić... Nogi wciąż miała miękkie, a wzrastająca temperatura nie pozwalała jej swobodnie oddychać. Powoli odzyskiwała jednak władzę nad swym ciałem, a jej olbrzymia determinacja do działania, mogłaby zaskoczyć niejednego. Błysk jaki pojawił się w oczach dziewczyny wróżył rychłe kłopoty. Odwrót? O nie Aislin nie posiadała tego słowa w swym jakże szerokim słowniku. Z niejakim żalem, ruda oderwała spojrzenie od oczu nieznajomego, płynnie przenosząc je na zbliżającą się grupkę, jednocześnie lewą dłonią wspierając się na ramieniu mężczyzny. Energia swobodnie przepłynęła przez jej ciało i cztery nieco większe „kamienne” pociski zawirowały wokół jej prawej dłoni, by po chwili z zabójczą precyzją pomknąć w stronę pierwszego z przeciwników. Nie chciała zabić, jeszcze nie. To byłoby naruszenie jej własnych zasad. Celowała w nogi, chcąc uniemożliwić mężczyźnie podejście.
Cofnijcie się... – ostrzegawcza myśl rozerwała zasłonę, dzielącą ich od tancerzy i choć w tych okolicznościach powinien być to raczej krzyk, przesłanie to okazało się nadzwyczaj łagodne i spokojne.
Nie była naiwna, zdawała sobie sprawę, z nikłych szans porozumienia, ale choć dobrze przygotowana do „działań bojowych”, Roko zawsze wierzyła w coś tak obcego jej bliskim – możliwość kompromisu. Z drugiej strony wilk i nieśmiertelny, z niewiadomych przyczyn udzielający jej pomocy, byli najlepszym przecież dowodem na to, że jej naiwne myślenie było nie do końca błędne.

Dwa oddechy, tyle czasu dała przeciwnikom, tyle przynajmniej planowała im dać, chyba że ich wrogie nastawienie samo podyktowało przyspieszenie tempa. W geście dobrej woli O`Keigwin chciała wycofać się, na z góry upatrzoną pozycję ustępując pola tym do, których w istocie należała impreza, choć nie do końca rozumiała rozgrywające się wokół wydarzenia. Problem polegał na tym, że została w nie zaangażowana niejako niezgodnie z własną wolą i nie spodziewała się, by pozwolono jej odejść. No właśnie „odejść”, a nie „uciec”. To była subtelna różnica. Drugi problem stanowiła ona sama, a raczej jej wiecznie szukająca odpowiedzi osobowość, z którą teraz usilnie walczył rozsądek. Podpowiadający, że poprzez walkę i jeśli Bóg da uśmiercenie kilku osobników w obronie własnej, nie uzyska się żadnych informacji, znajdzie za to wrogów.
Zależnie od reakcji otoczenia dziewczyna albo oparła się na nogach, nieco niepewnie szukając podparcia w mężczyźnie, aby móc cofnąć się za stos, tudzież w bardziej dogodne miejsce. Jeśli natomiast działanie to nie będzie możliwe z racji na ewentualny atak, kolejne odłamki pomkną w kierunku twarzy osobnika, który wedle oceny stanowić będzie największe zagrożenie. Cokolwiek się jednak stanie, Aislin nie ruszy się bez dwóch jednostek, jakie w jej mniemaniu udzieliły dziewczynie wsparcia, a mianowicie wilka i jasnookiego nieśmiertelnego. Ten wrodzony sentyment oznacza, że o dziwo dziewczyna gotowa będzie zaryzykować życie, aby tylko chronić „zwierze” i Celta, choć obcy pozornie powinni być jej obojętni.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:10 pm

Aislin:
31 sierpnia 2016 roku godzina 22:30


Gdyby studentka poświęciła w tej chwili choć jeden krótki moment na zastanowienie w sprawie nie dotyczącej bezpośrednio najbliższego otoczenia – co z pewnością byłoby dosyć niemądre, uświadomiłaby sobie jedną podstawową rzecz. To, że przed chwilą tak bardzo intensywnie odczuła najprawdopodobniej wszystkie niezwykłe istoty, na ułamek sekundy doświadczając esencji nadnaturalności, nie oznaczało, że w dniach wcześniejszych nie wyczuwała ich w ogóle.
Doznania towarzyszące obecności innych takich jak ona, nie były co prawda aż tak oszałamiające, ale czy te dojmujące dreszcze przebiegające przez plecy, gdy na ulicy wyminęła młodego chłopaka pochłoniętego rozmową, przeszła obok starszej kobiety w niewielkim sklepie, czy nawet otarła się o klienta w klubie nocnym, nie miały przypadkiem w sobie czegoś szczególnego?
Niewielkie wskazówki, drobne podpowiedzi rzucone mimochodem przez rzeczywistość.
To najczęściej z nich składała się prawda.
Aislin powinna się mniej więcej orientować w tym, że jej podobnych nigdy nie było wiele. Nikt rzecz jasna nie afiszował się umiejętnościami, które wykraczały zazwyczaj poza definicję dziwności, lecz tak czy inaczej odsetek nadnaturalnych balansował w granicach minimum. Stanowili raczej ewenement. Formę odstępstwa od normy, niechętnie traktowanej jako błąd statystyczny. Fakt, iż raptem w jednym mieście pojawiło się ich nagle kilkadziesiąt, był bardziej niż niepokojący.
Co nie zmieniało sytuacji w jakiej ruda znajdowała się aktualnie. A nie należała ona do grona tych pozwalających na przystanięcie i spokojne pogrążenie się w rozmyślaniach.
Kilku tancerzy atakujących nietypową trójkę wycofało się, gdy dosięgnął ich ogień prześlizgujący się błyskawicznie ze słomianych kukieł na wszystko co żywe w okolicy, ale wyglądało na to, że większość wymalowanych osobników stanowi jedynie cielesną barierę. Pogrążeni w hipnotycznych rytmach nie ustawali w tańcu, rzadko kiedy otwierając oczy. Atakowali tylko ci, którzy nie ulegli narkotycznemu klimatowi w centrum hali, najwyraźniej nań odporni.
Wilk zaciekle próbujący dosięgnąć gardła powalonego wroga odskoczył ze skowytem, gdy płomień z upuszczonej panicznie imitacji ludzkiej sylwetki zbliżył się zanadto, parząc go boleśnie w nos. Ten, którego chwilę wcześniej powalił na ziemię nie zdążył nawet zareagować w inny sposób, aniżeli unosząc wyżej rozszarpane przez zwierzęce kły ręce, gdy czwarty z pocisków Roko,ten który nie trafił celu, uderzył go prosto w skroń. Pozbawił przytomności, ale nie zabił.
Basior pewnie wolałby drugą wersję losu tancerza, ale zadowolił się samym unieszkodliwieniem, w mgnieniu oka odwracając się do kolejnego wroga.
Pozostałe pociski wykreowane przez ryżą trafiły tam gdzie powinny, z siłą większą niż pewnie by się spodziewała tego ich twórczyni, uderzając w kończyny dolne obcego, szybko zmuszając go do przywitania się z podłożem. Jasnooki, który swoją drogą wciąż jej nie puszczał, zlikwidował ostatnie zagrożenie odmienną metodą niż dotychczas. Delikwent zbliżył się za bardzo, żeby posiłkować się pirokinezą, więc nieśmiertelny obrócił się nieco, odsuwając studentkę poza jego zasięg i pochylił się, unikając ciosu, by następnie uderzyć atakującego łokciem w twarz. Mimo kakofonii dźwięków dookoła, ruda wyraźnie usłyszała odgłos łamanego nosa i charkot mężczyzny dławiącego się własną krwią.
Celtycki sprzymierzeniec cofnął się do tyłu, zmuszając towarzyszkę do podobnego działania.
Nic nie mówił, ale kobieta mogła wyraźnie wyczuć, jak chwilowy obrońca spina się cały i drży nieznacznie. Rozejrzał się i to co zobaczył, nie wyglądało zachęcająco. Spośród nieprzytomnie tańczących istot wyłamały się kolejne. Dysponowały nie tylko przewagą liczebną, ale również bronią, której oni nie posiadali.
Wampir obnażył kły, przyciągając O’Keigwin bliżej do siebie, choć samo to działanie nie miało szans zdziałać czegokolwiek, tylko po to, by w chwilę później wyprostować się zupełnie i zaśmiać się cicho. Telepatyczny komunikat zatrzymał tamtych na chwilę, na wystarczająco długi czas, by krwiopijca skoncentrował się ponownie i cofnął o jeszcze krok. Aislin mogła poczuć, jak obciera się o pierwsze drewniane belki składające się na stos. Było tak gorąco i duszno, że oddychanie naprawdę stało się niemożliwe. Kiedy myśl studentki, ten prosty komunikat, który jakimś cudem postawił innym barierę na drodze do działania, rozmyła się w nicości, jasnooki już był gotów.
Irlandka nie musiała robić więcej, niż faktycznie posłać kolejne kamienne pociski w stronę nowych atakujących. To spowolniło ich odrobinę, w sam raz, ażeby następną rzeczą, o jaką powinna się martwić było już tylko to, iż zaczęła spadać, otoczona przez niewyobrażalny żar. Nim się zorientowała, wylądowała z rozpędem w miejscu pachnącym stęchlizną, wilgocią i paliwem, wprost na uparcie przytrzymującym ją wampirze. Kiedy obejrzała się do tyłu, spostrzegła coś w rodzaju zsypu, którego właz najwyraźniej znajdował się wprost pod ustawionym stosem, który w końcu zaczął się palić.
Nie trzeba było być nadmiernym myślicielem, by orientując się już marginalnie w zdolnościach istoty o nienaturalnie jasnych oczach domyślić się, że to on zapoczątkował zapłon, który powstrzymał innych przed pościgiem.
Nieśmiertelny wyglądał jednak na wycieńczonego. Dyszał ciężko, a pot skraplał mu czoło. Źle wyliczył chwilę skoku i mało brakowało, żeby płomienie dokumentnie ich pochłonęły. Ledwo udało mu się osłonić dziewczynę przed ich żarłocznością, co osobiście przypłacił rozległym oparzeniem na plecach. Jeszcze go nie czuł, ale w momencie, w którym wstanie, przez jego oblicze przebiegnie dojmujący grymas bólu.
Póki co jednak uśmiechnął się lekko nieprzytomnie i uniósł dłoń, ścierając kciukiem krew spod nosa kobiety, która na nim leżała w delikatnym, powolnym geście. Z niezrozumiałego powodu zależało mu na jej ocaleniu i właśnie osiągnął cel, a przynajmniej na pewno zbliżył się o krok do jego osiągnięcia.
Pozwolił jej wstać, puszczając w końcu kobietę, choć uczynił to niechętnie, po czym sam się podniósł, nasłuchując uważnie. Znaleźli się w tunelu, niskim, ciemnym i śmierdzącym, a rejon, w którym się znajdowali, rozświetlał tylko słabnący nieznacznie blask stosu, z którego światło dobiegało pod niekomfortowym kątem. Jasnooki widział w ciemnościach doskonale, ale miał świadomość, że jego towarzyszka już nie. Wyciągnął więc w jej kierunku dłoń, jakoś nie kwapiąc się, by coś wyjaśnić, odezwać się w ogóle.
Z rury, którą niedawno zjechali dobiegł nagle łomot. Kilka sekund później, o ziemię uderzyło bezwładne, osmalone ciało wilka, jaki najwyraźniej zaryzykował skok za nimi przez płomienie. Wampir wzruszył jedynie ramionami i wskazał gestem głowy kierunek, w jakim chciał żeby się udali, w ogóle nie patrząc na nieprzytomne zwierzę.


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:11 pm

Wiedziała, nie potrzebowała wskazówek. Wychowano ją w tej świadomości, ale być może z powodu utarczek z rodziną, od dawna starała się ignorować wszelkie „znaki”, trzymając się niejako na uboczu. Nie dało się jednak ignorować czegoś co uparcie starało się walnąć cię po mordzie.
Szczerze mówiąc Aislin nigdy nie spodziewała się, że kiedykolwiek znajdzie się w centrum wiru wydarzeń, co nie przeszkadzało jej szlifować zdolności. Bo co jak co, ale Irlandka kochała wyzwania, a tak właśnie postrzegała swą moc. Teraz nie było jednak czasu na rozdrabnianie się.
Dziewczyna wstrzymała powietrze na moment przed tym, jak wampir wciągnął ją pod stos i być może to uratowało ją przed kolejnym „zjazdem”. Kiedy spadli, kąciki jej kształtnych warg uniosły się w lekko rozbawionym uśmiechu – bo przynajmniej ona lądowanie miała miękkie. Oczy błyszczały jej od iskier, odbijając w sobie szalejące powyżej płomienie, które zajęły także jej wnętrze, ale uśmiech zgasł zmieniając się w niepewny wyraz zmartwienia, gdy tylko zdała sobie sprawę ze stanu nieśmiertelnego. Wprawie czarne teraz oczy śledziły jego powolny ruch, gdy ścierał krew z jej twarzy.
Jeśli będziesz miał „ochotę” może zrobię dla ciebie wyjątek. - zażartowała z pewną dozą niepewności w głosie, choć wypowiedziane celem podtrzymania na duchu słowa, nie do końca były jedynie żartem. Ostrożnie, by nie sprawić mężczyźnie większego bólu podniosła się, stając na własnych nogach i wyciągając rękę w kierunku Celta. Właśnie wtedy po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że przez tę krótką chwilę zdarzyła polubić jego dotyk, co wywołało lekką konsternację.
Przez kolejne sekundy jej wzrok przyzwyczajał się do ciemności i choć nie miał szans dorównać zmysłom jasnookiego, Aislin nie mogła narzekać. W milczeniu przyglądała się teraz sylwetce mężczyzny, starając się choć na chwilę skoncentrować myśli. Kiedy jednak wyciągnął rękę zawahała się, jakby na coś czekała i odruchowo spojrzała w górę. Z trwogą myśląc o tym co stanie się z wilkiem. * Trach * nieprzytomne cielsko spadło z góry, jakby dziewczyna przywołała basiora myślami, choć w istocie nie miała z tym nic wspólnego.
Ignorując chłodną obojętność wampira, „Ice” doskoczyła do zwierzęcia sprawdzając czy, żyje. Oddychał, choć spotkanie z płomieniami nie mogło należeć do najmilszych, o czym świadczył mało przyjemny swąd sierści. Roko wsunęła dłonie, a potem ręce pod ciało stworzenia, szepcząc coś uspokajająco, choć jej myśli przeczyły słowom.
Więcej już żreć nie mogłeś? - zastanawiała się, gdy z trudem dźwignęła cielsko do góry, przez moment chwiejąc się na nogach i przymykając powieki. Kiedy jednak wyrównała oddech ruszyła powoli za wampirem. Ciepłe, czułe szepty po kilkunastu krokach zmieniły się w równie czułe przekleństwa, wygłaszane po cichu w kilkunastu językach.
Jak większości ludzkiej nacji i jej takie oto biadolenie, pomagało utrzymać się w ryzach, mimo niezaprzeczalnego utrudniania oddychania. Rozsądny człowiek milczałby kumulując siły i kiedy w końcu ruda, oswoiła się z ciężarem, słowa ucichły, zastąpione dobrze wyliczonym równomiernym oddechem, oraz odmawianą w głowie modlitwą dziękczynną za wzmacniający mięśnie taniec na rurze. Z pewnością nie mogła uchodzić za ciężarowca, a dźwiganie „potwora” jak pieszczotliwie określiła wilkowatego, w jej wykonaniu nie stanowiło dziecinnej igraszki. Była jednak sprawna fizycznie i wytrzymała, a co najważniejsza nadludzko uparta i zdeterminowana, czym nadrabiała inne braki.
Niewiele widząc skupiła spojrzenie na poparzonych plecach nieznajomego, odruchowo oblizując z warg słone kropelki potu. Nie miała jednak zamiaru narzekać. Rozważała jedynie, jak przerzucić sobie zwierzę do pozycji strażackiej, która w znacznym stopniu ułatwiłaby jej poruszanie się. Uznawszy jednak, że w tych warunkach mogłaby mu zaszkodzić, zrezygnowała z tego pomysłu, godząc się ze swym losem i faktem rychłej rehabilitacji, za którą jak nic przyjdzie jej zapłacić.
Dziękuję. - szepnęła w końcu, uznając że jeśli nie zrobi tego teraz za kilkanaście metrów może nie mieć siły wydobyć z siebie słowa.
Powrót do góry Go down
Abstraerse
Roko
Abstraerse


Liczba postów : 19
Rasa : Człowiek
Imię : Abstraerse
Nazwisko : Reagan
Wiek : 27 lat.
Waga : 75 kg.
Wzrost : 182 cm.
Specjalizacja : Eksterioryzacja
Srebro : -
Oręż : Dwa sztylety.
Ekwipunek : Paczka papierosów, zapalniczka, komórka, portfel - w kieszeniach.
Wygląd : Czarne włosy, czarne oczy, blada, lekko różowa skóra, umięśniona sylwetka. Szcegóły widać na avatarze.
Ubiór : T-shirt, ciemne jeansy i czarne trampki.
Narodowość : Irlandia
Motto : I'm OK, I'm fine - this is all just in my mind.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:12 pm

Okej, udało mu się dostać do środka. Czarna mgiełka przed oczami stawała się coraz bardziej przezroczysta... Zmęczenie po kilku minutach zmalało. Szedł powoli przez tłum w stronę sceny. Niektóre grupki rozstępowały się przed nim, na innych nawet Abstraerse nie próbował się pchać i przez nie przeciskać - wolał obejść je spokojnie i nie tworzyć dla siebie potencjalnego zagrożenia. Im bliżej podchodził, tym większe czuł natężenie dziwnej energii, której chłopak nie potrafił ogarnąć. Co jakiś czas zdawało mu się, że cienie na ścianach układają się w jedną postać - zarysu postaci wyciągającej w jego stronę pazury.
A potem coś go pchnęło. Abstraerse z trudem ustał w miejscu. Rozbiegane oczy krążyły wokół, aż namierzyły sprawcę. Słowa dotarły do umysłu mężczyzny dopiero po chwili, zaraz po zlokalizowaniu pazurów, które rzeczywiście były wyciągnięte w jego stronę... Roko wydał ze swoich ust cichy, niesłyszalny w tym harmiderze jęk. Nic innego się w tej nie liczyło. Tylko na potworze Abstraerse się skupił.
- Nie... Przepraszam... - powiedział słabo. Za chwilę zemdleje, jak nic.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:41 pm

Aislin:
31 sierpnia 2016 roku godzina 22:45


Celt słysząc żartobliwą propozycję kobiety pokręcił tylko wolno głową, w dalszym ciągu nic nie mówiąc. Nie potrzebował w chwili obecnej krwi, a już na pewno nie miał ochoty pozbawiać jej kogoś, kogo usiłował ocalić. Niezależnie od pobudek, jakie nim kierowały. Otarcie szkarłatnej cieczy miało w sobie więcej z gestu świadczącego o przyjaznym nastawieniu - jego intencją nie było zasugerowanie odczuwanego pragnienia.
Zresztą, kto by się posilał, skoro zagrożenie ledwie przycupnęło w pobliżu, najpewniej szykując się na atak frontalny?
Mężczyzna wpatrzył się w dalszą część niskiego tunelu, skręcającego po kilkudziesięciu metrach w prawo, nasłuchując jednocześnie uważnie. Chociaż dźwięki dobiegające z góry znacznie komplikowały całość, nie wyglądało na to, aby ktokolwiek czaił się w pobliżu. Jeszcze. Jasnooki spojrzał więc ponownie w kierunku aktualnej „podopiecznej”, unosząc nieznacznie brwi w reakcji na jej poczynania uwzględniające nieprzytomnego wilka. Mimo to upewnił się tylko, że podąży za nim i ruszył do przodu, pozornie obojętnie odnosząc się do wyboru rudej.
Co nie zmieniło faktu, że kiedy ta darowała sobie w końcu czułe słówka i od pocieszania przeszła do wyklinania, uśmiechnął się pod nosem, wiedząc doskonale, że idąca z tyłu studentka nie będzie w stanie zauważyć tej reakcji w ciemnościach.
Osobiście zostawiłby zwierzę tam, gdzie upadło, niezbyt kłopocząc się jego najbliższą - zapewne niezbyt wesołą przyszłością. Pomógł, owszem, ale żaden z obrońców ryżej nie mógł mówić o bezinteresowności w najmniejszym nawet stopniu. Aislin jednakże zadecydowała o udzieleniu pomocy rannej bestii i on nie zamierzał w to ingerować. Przede wszystkim dlatego, że gdyby postawił się jej w tej kwestii, istniałoby ryzyko, że tancerka odrzuci jego pomoc i towarzystwo. A czegoś takiego nie chciał.
Wampir szedł o wiele szybciej od śmiertelnej obciążonej dodatkowym ciężarem, ale zwolnił, kiedy kilkanaście kolejnych metrów po pierwszym zakręcie, doszli do kolejnego. Zupełnie jakby nagle wystraszył się, że jeżeli utrzyma takie tempo, dziewczynę pochłonie mrok. Teoretycznie nie powinien odstępować jej na krok, ale musiał koniecznie zyskać gwarancję, że droga jest wolna. W ten sposób mógł uprzedzić ewentualny atak, upewniając się, że to nie ona stanie się jego ofiarą.
Z każdym kolejnym krokiem waga wilka z punktu widzenia nocnej tancerki zwiększała się, jakby początkowe ponad czterdzieści kilo żywej póki co wagi nie było wystarczające. Chwyt był niewygodny, zwierzę bezwładne, a w dodatku płaska dotychczas droga, zaczęła obfitować w dziwne obfitości i zagłębienia. Wydawało się, choć z racji braku światła O’Keigwin nie mogła zobaczyć niczego podobnego, że tunel zawęża oraz obniża się jeszcze bardziej, a marginalny dotychczas zapach paliwa stawał się coraz intensywniejszy, wwiercający się uparcie w nozdrza. Jasnooki również to zauważył, pociągnął głośno nosem i zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział. Na wcześniejsze podziękowania też zresztą nie zareagował, nazbyt zajęty kontrolowaniem drogi.
Aislin szła naprzód, innej opcji zresztą nie było, dopóki nie wpadła na nieśmiertelnego, który zatrzymał się bezszelestnie i zwrócony twarzą do istoty ludzkiej po prostu czekał. Zatęchłe, znieruchomiałe powietrze przeciął cichy zgrzyt, by w następnej chwili tuż przed obliczem niewiasty ukazał się niewielki płomień zapalniczki, pieczołowicie zresztą zasłaniany przez dłoń wąpierza. Zwiększył go siłą umysłu, uśmiechając się znowu z odrobiną łobuzerskości, by spoważnieć zaraz po tym, wykonując gest nakazujący Roko iść dalej.
Ogień zgasł i przez chwilę słychać było jedynie ich oddechy.
Wilk praktycznie nie oddychał, wampir dyszał ciężko, jakby taka prosta czynność zaczęła sprawiać mu trudność, podczas gdy człowiek o dziwo czuł się doskonale. Żadnych dyskomfortowych doznań na tym polu.
Celt, wpatrzony w doskonale dla niego widoczne oblicze człowieka nachylił się lekko i rudowłosa poczuła jak, aktualny sojusznik zabiera wilka, zarzucając go sobie na kark. Syknął cicho, uginając się nieco pod nowym ciężarem, kiedy tylko poczuł jak sierść ociera się o oparzenie na plecach, ale zamiast zrzucić nieprzytomną istotę, jedynie upewnił się, że chwyt na łapach jest wystarczająco pewny.
Trącił lekko rudą, popędzając ją. Aislin zaraz zresztą zorientowała się, co było powodem narastającego tempa, kiedy tylko usłyszała odgłos kroków w ciemnościach, dotychczas jeszcze odległy i słyszalny tylko przez szczególnie wyczulone uszy. Nie sposób było określić, czy ktoś nadchodzi z przodu, czy też z tyłu, ponieważ echo utrudniało orientację.
Nadnaturalna zaczęła dostrzegać w oddali delikatne światło, wcześniej najpewniej zasłaniane przez krwiopijcę. Możliwe, że tam znajdowało się wyjście z tunelu, który stawał się coraz mniej im przyjazny, choć kiedy przeszli następnych kilka metrów, dziewczyna poczuła delikatny powiew na policzku, dochodzący ewidentnie z lewej strony, zupełnie jakby w ciemnościach czaiła się odnoga korytarza. Po chwili podobny bodziec nadszedł z prawej.

Na rozstaju dróg?

Abstraerse:

Demon prychnął pogardliwie, z coraz mniejszą uwagą spoglądając na stojącego przed nim nadnaturalnego. Chociaż wciąż nie tracił odrobinę napastliwego nastawienia, podobnie zresztą jak czujności, rozejrzał się mimochodem dookoła, w nadziei, iż dostrzeże gdzieś w tłumie blask płomiennie rudych włosów, zobaczy znowu to nieodgadnione spojrzenie ciemnych oczu. Przyszedł tutaj z kobietą, tymczasem wystarczyła chwila nieuwagi, żeby ją zgubił. Tak po prostu. Potwór, bo z punktu widzenia schizofrenika właśnie nim był rozmówca, był co najmniej zły.
- Jasne... - nie wyglądało na to, żeby uwierzył w zaprzeczenie. Najwyraźniej opinię odnośnie ewentualnych uzależnień chorego wyrobił sobie zanim ten zdążył ledwie otworzyć usta. - Radziłbym ci, żebyś znikł stąd, zanim napytasz sobie biedy, mate.
Monstrum ponownie rozejrzało się dookoła, ale nie znalazł swojego niedawnego obiektu zainteresowania. Najchętniej odsunąłby się jak najdalej od domniemanego narkomana, ale po prawdzie nie miał gdzie. Tancerze skupieni dotychczas przy scenie poszerzyli krąg, spychając większość biernych gości na boki, podczas gdy dwaj śmiertelnicy znaleźli się praktycznie w centrum powstałego tłumu. Abstraerse znowu poczuł bardzo wyraźnie kilkanaście silniejszych źródeł energii, a dziewczyna, która trąciła go idąc dalej z drinkiem w dłoni, z całą pewnością nie była zwykłym człowiekiem. Młodzieniec znalazł się w miejscu, któremu wiele brakowało do ostoi ciszy oraz spokoju. Hipnotyzująca muzyka wciąż nieustępliwie rozbrzmiewała w hali, ludzie stanowili jedną wielką pulsującą masę, a na dodatek przez okolicę przeszedł narastający pomruk zaskoczenia, gdy w centrum kręgu tańczących pojawiło się kilka rozbłysków płomieni.
Część ludzi naparła do przodu, chcąc zobaczyć co się dzieje, a ci, którym się udało, z ostrzegawczymi okrzykami usiłowali się wycofać. Dopiero pod koniec krótkiego starcia rudej, wilka i wampira z agresorami wymalowanymi w celtyckie wzory, bariera została przerwana. Goście zobaczyli oparzonych, poranionych, powalonych na ziemię, a w chwilę później olbrzymi stos rozpalił się, strzelając płomieniami na kilkanaście metrów w górę.
Sytuacja wymknęła się spod kontroli, powoli szerząc panikę wśród zebranych. Reagan, stojąc nieopodal wielkiego betonowego stelażu póki co szczęśliwie uniknął porwania przez tłum podążający w kierunku wyjścia, ale sytuacja przestała wyglądać już tak kolorowo, kiedy okazało się, iż ktoś w międzyczasie je zamknął i zablokował. Rozległy się krzyki i głośne przekleństwa, choć tych drugich było najwięcej.
Płomienie tymczasem pochłaniały coraz więcej, ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, zajmując mnóstwo słomianych kukieł, które w późniejszym czasie miały towarzyszyć teatralnym obrzędom, przeskakiwał na ubrania najbliższych nieszczęśników.
Co było w tym najbardziej przerażające? Celtowie nadal tańczyli, nie zwracając uwagi na piekło dookoła. Na to, że ich ciała trawione są przez ogień. Upadali tylko na chwilę, miotając się na ziemi, a gdy płomienie zostały nieco przyduszone, wstawali znowu i wracali do przerwanej czynności.
W całym tym zamieszaniu nie sposób było dostrzec innego wyjścia. Kiedy jednak okolice sceny opustoszały odrobinę, ponieważ większość uciekła z tamtej okolicy, okazało się, że w betonie stanowiącym podłoże zamontowano kilka metalowych włazów, prowadzących w nieznane. Z lewej natomiast strony, widoczna była drabina prowadząca na górę, w miejsce, gdzie niegdyś zamontowano maszynę obsługującą linię produkcyjną, której elementy notabene wciąż były obecne. Przy odrobinie szczęścia i sporej sprawności fizycznej, ktoś mógłby górą postarać się dotrzeć do okien.
Roko przypomniał sobie jeszcze, że kiedy wchodził, w bocznej ścianie widział chyba mniejsze jednoskrzydłowe drzwi. Choć pewności nie miał.


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:42 pm

Nie była naiwna, przynajmniej nie na tyle by sądzić, że pomoc dwóch obcych jej istot wynika z jej „błyskotliwej osobowości: lub urody. Owszem ceniła siebie wystarczająco wysoko by wiedzieć, że nie bez powodu ludzie płacą za jej towarzystwo. Ryzykowanie życia było jednak zupełnie odmienną kwestią. Rozum podpowiadał jej, że cokolwiek kierowało wilkiem, jest też bliskie wampirowi i na tym ich „wspólny interes” się kończył. Odnosiło się raczej wrażenie, że gdyby sytuacja miała się inaczej, w bliskiej przyszłości mogliby skoczyć sobie do gardeł. Ten przebłysk geniuszu wywołał na jej nieco bladym teraz obliczu irracjonalny uśmiech.
Kobiety miały to do siebie, że zazwyczaj „dzieliły”, a nie „łączyły”. Zwiększająca się odległość nie ułatwiała jej poruszania, nie wspominając już o ciężarze, ale Aislin nie należała do kobiet, które biadolą nad każdą drobną przeszkodą. Pojedyncze zaciśnięcie powiek, głęboki wdech i jej niepewne kroki stały się jakby lżejsze, Irlandka zwolniła, przemieszczając się nieco ostrożniej. Nie chciała wywołać hałasu, ani tym bardziej upaść. Sama nie wiedziała jak to się stało, że „znów” wpadła na chłopaka. Ewidentnie coś ją do niego ciągnęło... ah ta grawitacja...
Zaskoczenie przyszło dopiero w momencie, gdy nieśmiertelny zdecydował się przejąć od niej ciężar. Chciała już coś powiedzieć, szczególnie w aspekcie jego ran, ale słysząc kroki ugryzła się w język.
Mniej gadania, więcej działania dziewczyno. – posłusznie ruszyła do przodu zatrzymując się jednak na rozdrożu. Tak naprawdę nie ona powinna decydować, nie miała pojęcia gdzie są, choć może nie do końca było to prawdą? Aislin zmarszczyła lekko brwi. Znajdowali się przecież w okolicy jej domu. Powoli odtworzyła drogę do fabryki, a potem rozkład samych hal. Stos, tunel. W którą stronę spadała? W dół, ta jasne... ale twarz, w którą stronę była odwrócona, jaki to kierunek. W jej głowie, wszystko zaczęło przybierać formę rysunku. Wiedziała, że pod ziemią istnieją pewne odchylenia i może się mylić, ale... Jaki mieli wybór? No chyba, że wyczulone zmysły jej „przyjaciela” stanowiły lepszą podpowiedź. Wciągnęła w nozdrza powietrze szukając źródła paliwa, bo co jak co, ale tę okolice najchętniej by ominęła. Tunel musiał mieć gdzieś wyjście, a optymalne znajdowałoby się z dala od fabryki, a w miarę blisko bezpiecznej dla niej okolicy kamienicy. Rozważywszy możliwości, zwróciła się w stronę towarzysza, wskazując kierunek, który wydawał jej się tym „właściwym” i przechyliwszy lekko głowę zerknęła pytająco.
Powrót do góry Go down
Abstraerse
Roko
Abstraerse


Liczba postów : 19
Rasa : Człowiek
Imię : Abstraerse
Nazwisko : Reagan
Wiek : 27 lat.
Waga : 75 kg.
Wzrost : 182 cm.
Specjalizacja : Eksterioryzacja
Srebro : -
Oręż : Dwa sztylety.
Ekwipunek : Paczka papierosów, zapalniczka, komórka, portfel - w kieszeniach.
Wygląd : Czarne włosy, czarne oczy, blada, lekko różowa skóra, umięśniona sylwetka. Szcegóły widać na avatarze.
Ubiór : T-shirt, ciemne jeansy i czarne trampki.
Narodowość : Irlandia
Motto : I'm OK, I'm fine - this is all just in my mind.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:43 pm

No tak. Soulmates never die. A potem wszystko w oczach Abstraerse rozbłysło wielkim płomieniem. Paliło zmysły Roko beznamiętnie, zmierzało ku jednej wielkiej cholernej destrukcji. I kompletnej dezorientacji. Potwór chwilowo zszedł na dalszy plan w hierarchii spraw ważnych Abstraerse.
Ciiii...
... sza!
Jest okej.
Przetrzyj po prostu oczy, spójrz prosto w oblicze tego potwora.
Zobaczysz, będzie dobrze.
Lepiej, niż myślisz, lepiej niż sobie wyobrażasz.

Oddech Abstraerse powoli się wyrównywał. Otworzył oczy, kiedy usłyszał te wszystkie krzyki i piski. Ojacię, o cholera. To się działo naprawdę. Istne piekło. A może nie, może mu się tylko zdawało? Bo przecież... Ci ludzie... Ci ludzie zachowywali się całkiem normalnie. Co chwilę się przewracali, padali na ziemię, jednak zdawali nic sobie nie robić z ognia ich trawiącego.
- A ty zostajesz? - krzyknął do potwora, próbując głosem przedrzeć się przez ogólny harmider i muzykę, której rytmowi bardzo szybko Abstraerse się poddawał. Bezwiednie rzucił się w ucieczkę, przedzierając się przez tłum.
I może to było kolejne szczęście albo desperacka próba ratunku zadana przez podświadomość. W każdym razie Abstraerse wydawało się, że jest dla nich niczym niewidoczny - rozpychał się w tłumie, bo wydawało mu się, że jedyną ucieczką są drzwi, które widział po lewej stronie, kiedy wchodził do tego dziwnego budynku... Teraz sobie pluł w brodę, że tu w ogóle wszedł. To nie było miejsce dla niego, z całą pewnością.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:45 pm

Abstraerse:
31 sierpnia 2016 roku godzina 23:05


Cała ta impreza, która dla wymalowanych osobników była raczej świętem, nie sposobnością do zaznania zwykłej rozrywki, była po prostu dziwna. Lokalizacja, czas, goście.
Tych ostatnich można było podzielić na dwie grupy: zwykłych ludzi, którzy przyszli zaproszeni przez odmiennych znajomych lub z czystej ciekawości oraz jednostki sprawiające wrażenie wyrwanych z rzeczywistości nie uwzględniającej w swoich prawach logiki, doskonale czujące się w podobnym środowisku. Teraz, kiedy chaos na dobre zapanował w hali fabrycznej, obydwie grupy wymieszały się błyskawicznie. O ile jednak pierwsza po prostu panikowała, szukając sposobu na wydostanie się z zagrożonego obszaru, druga zachowywała spokój, w niezauważalny dla ogółu sposób kierując tłumem. Ten napierał wciąż na główne wyjście, aż nieszczęśnicy, którzy dopadli opuszczonych wrót najszybciej, musieli walczyć, aby uniknąć stratowania. Na dłuższą metę zgromadzonych nie było aż tak dużo, ale przerażenie wywołane obecnością ognia potęgowało wszystko. Jak gdyby ktoś zdublował, a może i potroił ich ilość.
Abstraerse dzięki kolumnie, przy której stał unikał z początku nacisku innych ludzi, ale w momencie gdy włączył się do masy, niemalże stracił grunt pod nogami, na chwilę kompletnie tracąc poczucie kierunku i możność nań wpływania. Przez kilka sekund wyglądało nawet na to, iż mimowolnie zwróci się w kierunku głównego wyjścia, lecz wówczas po raz drugi zderzył się z demonem, jaki kiedy tylko zorientował się co się dzieje, ruszył w kierunku sceny. Mimo, iż nie zdążył poznać solidnie swojej ryżej towarzyszki, chciał przynajmniej spróbować ją znaleźć, szczególnie w obliczu pożaru, nim w mało męski sposób podwinie pod siebie ogon i ucieknie, a raczej podejmie próbę ucieczki.
- W życiu! – z jakiegoś powodu potwór chwycił schizofrenika za ramię, nie pozwalając innym ich rozdzielić. Spojrzał szybko w kierunku, z którego niedawno przybył z zewnątrz. – Rozgniotą nas tam!
Wszyscy zawsze ostrzegali, że kontakt z narkotyzującymi się jednostkami jest nie tylko niezbyt mądry, ale również niebezpieczny. Mimo to, chociaż w oczach smoczej bestii nadnaturalny właśnie tak się prezentował – roztargniony, blady, dziwnie się zachowujący i potencjalnie mogący sprawiać problemy, monstrum postanowiło pod wpływem impulsu trzymać się blisko.
Demon zresztą stał się mniej demoniczny, gdy tylko wybuchła panika.
Z każdą kolejną sekundą, z każdym mrugnięciem powiek, nabierał coraz bardziej ludzkich cech, aż w końcu przed eksteriotykiem stanął blondyn wysławiający się z brytyjskim akcentem. O rozbieganym spojrzeniu i z twarzą wykrzywioną strachem.
Marcus szukał ratunku jak każdy inny.
Tym jednak, co umknęło ich uwadze, było to, że nie tylko ogień miał swoje ofiary. Poparzenia, których nabawili się ci, którzy nie odsunęli się od stosu na czas, to kompletnie odmienny wątek, podczas gdy niektórzy z tancerzy i pozostali goście klasyfikujący się w odczuciach czarnowłosego jako inny niezwykli, „mimochodem” zajęli się wyłapywaniem z tłumu najwyraźniej upatrzonych uprzednio jednostek.
Raegan poczuł nawet w pewnym momencie, jak ktoś w niezbyt miły sposób chwyta go za kark, ale właśnie wówczas zajęła się scena i jeden z najbliższych głośników wybuchł, siejąc dookoła iskrami. Powietrze stało się gęstsze i ciemniejsze, przyduszając kompletnie zapach kadzideł odorem palonego plastiku i swądu pożaru odbierającego dech.
Metr po metrze, zbliżali się uparcie w stronę mniejszych drzwi, a chociaż podążali pod prąd, cel znajdował się coraz bliżej.
Brytyjczyk puścił nieznajomego już dawno, ale mimo to wciąż trzymał się blisko. Dostrzegł chyba, iż rzekomy narkoman najwyraźniej zna odmienne wyjście i w ramach instynktu samozachowawczego postanowił za nim podążyć. Próbował wciąż wyszukiwać w tłumie znajomej, ale stracił nadzieję na powodzenie.
Roko niemalże doszedł do celu, gdy poczuł, jak traci grunt pod nogami. Nim się spostrzegł, sunął w dół z zawrotną prędkością, pośród smrodu benzyny, spalonego mięsa i ciemności. Zjazd był wystarczająco długi, by zacząć się bać.
Wylądował z impetem pośrodku wilgoci, najwyraźniej wpadając na pierwszy rzut oka do kałuży wody. Wystarczyło jednak pociągnąć nosem, by zorientować się, iż ciemnowłosy siedzi w paliwie po kostki.
Niebawem dołączył do niego również brytyjski amant. O ile tylko pierwszy użytkownik zjeżdżalni zdążył się odsunąć, uniknął zderzenia z blondynem.
W rzeczywistości jednak powinien martwić się czymś odmiennym…

Aislin:

Wybór z pewnością nie był prosty, jeśli rozważyć praktycznie znikomą orientację względem bardziej szczegółowego położenia trójki istot, a i wampir, który przywiódł tutaj rudowłosą zdawał się sam niezbyt pewny odnośnie kierunku, jaki powinni obrać. Może jako istota nocna, szczerze nienawidząca światła słonecznego, rzadko kiedy hasał w środku dnia po ulicach, ale nie oznaczało to przecież, że znał każdy z podziemnych tuneli w promieni wielu kilometrów.
Celt osobiście wolał skrywać się razem z pobratymcami w bezpiecznym, sprawdzonym miejscu. Bunkier na wrzosowiskach należał do nielicznych ostoi, jakimi wciąż jeszcze dysponowali.
Był jednak wdzięczny, że Aislin najwyraźniej potrafiła bez problemów uporządkować priorytety. Najpierw zneutralizować ryzyko, że w nadchodzących minutach ktokolwiek zapragnie drastycznie skrócić ich przewidywaną długość życia, później dopiero zadawać ewentualne pytania. Krwiopijca zresztą wiedział, że nie będzie w stanie na nie odpowiedzieć, tym bardziej więc dziękował losowi, że ograniczanie się do uśmiechów i gestów pozostawało zrozumiałe.
Gdyby tylko mógł, wytłumaczyłby wszystko. Prawie.
Podążył jedynie za nią, poprawiając nieco wilka, którego niósł na plecach. Wciąż miał niemiłe wrażenie, że ten zbudzi się za chwilę i korzystając z sprzyjającego położenia po prostu zaciśnie zęby na gardle krwiopijcy, po czym merdając przypalonym ogonem pobiegnie z ryżą w stronę wyjścia. Niemiła perspektywa.
Nasłuchiwał jak tylko mógł najuważniej, ale i jego zmysły mamiło echo. Był w stanie jedynie określić, że kroki zbliżają się z linii prostej, nie z boków i nic ponad to. To jednak już wystarczająco zmniejszało konieczność wybierania z czterech opcji do dwóch. Z lewej odór paliwa wydawał się silniejszy, więc w sumie i tutaj wątpliwości rozwiały się praktycznie same.
Celt wydał cichy pomruk, zachęcający do faktycznego wyboru takiego kierunku i już po chwili szli dalej. Czy też może biegli, ponieważ po kilku metrach pirokinetyk zaczął mocniej popędzać kobietę do zwiększenia tempa.
Powietrze stawało się coraz świeższe i chłodniejsze, a powiew coraz silniejszy. Sporadycznie wpadali w niewielkie kałuże paliwa, ale występowały one raczej przypadkowo, z dala od właściwego źródła. Teraz tunel zaczął się poszerzać, a choć zmiana ta okazała się tak subtelna, że praktycznie niezauważalna – stał się również nieco jaśniejszy.
Kroki za nimi co prawda były wciąż słyszalne, ale wydawało się, że oddalają się w jakimś stopniu. Z oddali dobiegły ich syreny wozów strażackich, zupełnie jakby znajdowali się niedaleko ulicy, po której mógłby przejeżdżać taki pojazd, a akustyka tunelu jedynie zwiększała głośność i wyraźność dźwięków.
Wydawałoby się, że niebawem ponownie zawitają na zewnątrz, gdy wtem z boku dobiegł ich gwałtowny rumor.
Wampir wykonał nagły ruch, jakby chciał zasłonić O’Keigwin, ale zdążył ją jedynie odsunąć na bok, gdy z wylotu zjazdu u szczytu bocznej ściany wyleciał ludzki kształt, lądując im praktycznie u stóp. Później dołączył doń drugi.
Nieśmiertelny obnażył kły z złowieszczym sykiem, wyciągając przed siebie dłoń w wyraźnym zamiarem rozpalenia płomienia. Już pojawił się w niej słaby blask rodzącego się ognia.

Aislin & Abstraerse: Macie mały problem. Mianowicie schizofrenik tkwi w plamie paliwa, podczas gdy tancerka została nim solidnie ochlapana. Czujecie smak benzyny w ustach i zagrożenie dyszące Wam ponad karkiem.
The basement, the basement, the basement is on fire…


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:22 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:46 pm

Myśli kołatały jej się w skroniach, wywołując nieznośne uczucie niemal odpowiadające migrenie, jedyną zaś zaletą tego stanu był fakt całkowitego ignorowania oznak zmęczenia, czy zadyszki. Bieg, do którego zmusił ją nieśmiertelny można było przyrównać do jej codziennego joggingu, gdyby nie drobny szczegół w postaci „sześciu stóp” ziemi nad nimi. Zdążyła nawet rozważyć alternatywę, że pociągający jegomość jest niemową, wilk chce ją zjeść jedynie na świeżo, a cała ta farsa jest niekończącym się koszmarem. Gdy usłyszeli rumor. To co stało się później było chyba najgorszą z możliwych alternatyw. Jakiś pacan spadł wprost na nich ochlapując wszystko wokół paliwem. Czuła je wszędzie i domyślała się, że zarówno nieznajomy, wampir jak i wilk są nim również pokryci. Co najgorsza do towarzystwa dołączył także Marcus, choć zorientowanie się w tym zajęło jej dłuższą chwilę.
Ręka dziewczyny momentalnie wylądowała na nadgarstku „fana krwistych posiłków”, ruchem głowy i cichym szeptem powstrzymując go przed najgorszym w jego życiu błędem.
Bad idea.... chyba, że marzysz o zostaniu indykiem na najbliższe dziękczynienie. - skwitowała, obrzucając wściekłym wzrokiem pozostałą dwójkę. Ich pojawienie oznaczało, że nadal znajdują się pod terenem hal, a to jej nie cieszyło.
Nie mamy czasu na konwenanse... więc spokojnie i bez dalszych pytań udamy się dalej... jeśli któryś z was choć głośniej odetchnie przyrzekam, że skrócę jego cierpienia. - dodała cicho, tak by ją jednak usłyszeli i gestem wskazała kierunek. Modliła się o brak iskier... Wprawdzie istniała pewna alternatywa ugaszenia ewentualnego ognia, ale nie była pewna, które z nich ją przeżyje... Bowiem spotkanie z większą partia ziemi, nie należało do tych przyjemnych.
Powrót do góry Go down
Abstraerse
Roko
Abstraerse


Liczba postów : 19
Rasa : Człowiek
Imię : Abstraerse
Nazwisko : Reagan
Wiek : 27 lat.
Waga : 75 kg.
Wzrost : 182 cm.
Specjalizacja : Eksterioryzacja
Srebro : -
Oręż : Dwa sztylety.
Ekwipunek : Paczka papierosów, zapalniczka, komórka, portfel - w kieszeniach.
Wygląd : Czarne włosy, czarne oczy, blada, lekko różowa skóra, umięśniona sylwetka. Szcegóły widać na avatarze.
Ubiór : T-shirt, ciemne jeansy i czarne trampki.
Narodowość : Irlandia
Motto : I'm OK, I'm fine - this is all just in my mind.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:46 pm

Mrrr, to jak entrance of the conflagration...

Posłuchał się Brytyjczyka. Nie narzekał, nie sprzeciwiał się mu za specjalnie. Ot, nawet w ogóle! Jakoś... Ufał mu. Nie miał wyboru. Zdaje się nawet, że im bardziej nabierał do niego zaufania i ignorował jego demoniczny wygląd, tym chłopak stawał się mniej straszny. Posłusznie udał się za nim do swojego, zdaje się, że jedynego ratunku. Drzwi. Zielone drzwi.
A potem runął prosto, centralnie w coś mokrego. Zdaje się, że kałużę.
- Kurwa mać! - zaklął, plując na podłogę benzyną. A potem się odezwało to dziewczę. Takie rude, młode dziewczę, które Abstraerse zmierzył wrogim, zdrowo wkurzonym spojrzeniem. Nie dlatego, że powiedziała to, co akurat powiedziała, tylko że w takiej sytuacji się znalazł, ot co. W kałuży benzyny, tuż obok wojującego z otoczeniem ogniem.
Tam było okno... Takie małe... Może przez nie dałoby radę się wydostać? Nie, chyba za duży był. Może więc chociaz trochę świeżego powietrza do zaczerpnięcia zdrowego oddechu? Bo jeszcze trochę, a zaczną się tu wszyscy dusić z niedotlenienia, swądu benzyny i tego, co się paliło. A palić zdawało się wszystko wokół.
Abstraerse z trudem odbierał inne sygnały dźwiękowe, takie jak piski ludzi czy zbliżającą się straż, którą sygnalizowała syrena. To było dla niego za daleko, nie do sięgnięcia. Zerwał się szybko na nogi, stanął prosto, gotowy do ucieczki z tej pożogi.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:49 pm

Aislin & Abstraerse:
31 sierpnia 2016 roku godzina 23:16


Niewielki płomień kreujący się w dłoni wampira zniknął równie szybko, co się pojawił, kiedy tylko kobieta dotknęła skóry nieśmiertelnego powstrzymując go przed niezaprzeczalnym rozpętaniem miniaturowego piekła na dole. Bardzo wątpliwym byłoby, czy którakolwiek z zgromadzonych istot zdążyłaby choćby odskoczyć, o ucieczce nawet nie mówiąc. Celt wzdrygnął się gwałtownie, przeklinając w duchu odruchową reakcję.
Miał za to stuprocentową pewność, że usmażenie podopiecznych nie znajduje się szczycie listy rzeczy do zrobienia obrońców ludzkiego życia. Jasnooki nie spojrzał jednak na rudowłosą, wciąż nie odrywając spojrzenia od nieznajomych, którzy pojawili im się znienacka na drodze. Nie wyglądali na pościg, ale krwiopijca nie zamierzał im ufać w najmniejszym nawet stopniu. Co więcej, planował właściwie zrzucić wilka z barków, szybko się ich pozbyć i jeszcze szybciej skierować się wraz z studentką do wyjścia. O’Keigwin niemniej szybko ostudziła jego zapał względem szykowanej pacyfikacji.
Nieśmiertelny posłał jej niedowierzające spojrzenie, lecz po błyskawicznej ocenie sytuacji poddał się na tym polu, kiwając krótko głową z niezadowoloną miną.
- Aislin? – umorusany niemiłosiernie blondyn podniósł się powoli z ziemi, o wiele wolniej niż nadnaturalny, z którym przed chwilą zjechał na dół. – Szukałem cię… tam na górze… zniknęłaś tak nagle, a później pojawił się ten ogień… Kto to jest?
O ile początkowa część wypowiedzi wydawała się bezładna, ostatnie pytanie okazało się zaskakująco stanowcze i z daleka trąciło urażoną męską dumą, czy może nawet zazdrością. Spojrzał spode łba na wampira, który był o wiele bardziej zajęty badawczym wpatrywaniem się w schizofrenika i delikatnym ciągnięciem tancerki za nadgarstek, w niemy sposób prosząc ją o wznowienie ucieczki. Brytyjczyk nie zauważył wcześniej płomienia, jaki zaczął kreować wielbiciel nocy, nazbyt zajęty wycieraniem paliwa z twarzy. Z jego punktu widzenia był więc zaledwie jednym z wymalowanych oszołomów spod sceny, dźwigającym na plecach wyjątkowo dużego psa. Marcus zmarszczył brwi, nagle zaniepokojony jasnymi, białymi oczami mężczyzny połyskującymi w ciemnościach, ale nic na ten temat nie powiedział.
- Co się tutaj w ogóle dzieje?
To zapewne było pytanie, które nurtowało całą trójkę ludzi w tunelu, ale o ile basior nijak nie mógł odpowiedzieć, o tyle wampir kompletnie je zignorował. Abstraerse dopiero teraz stał się dlań widoczny jako ktoś interesujący, przekraczający granicę normalności, a wraz z tym wkraczający w obręb świata, w jakim na co dzień żył nieśmiertelny. Celt w pierwszej chwili nie wyczuł tej subtelnej różnicy, teraz jednak stała się widoczna jak na dłoni. Wampir zmrużył oczy doszukując się srebrnych smug na skórze ciemnowłosego, lecz nic nie znalazł. Dostrzegł natomiast srebrny naszyjnik i to wystarczyło, by błyskawicznie spiął się ponownie, a jego aura zawirowała niespokojnie. Jeden, nieprzytomny wilk, to jeszcze ryzyko, które był gotów ponieść. Drugi wilczy w tak niewielkiej odległości, stanowił jednak o wiele większy problem.
Szczęśliwie dla człowieka wziętego za przedstawiciela odmiennej rasy, a nieszczęśliwie dla nich w każdym innym sensie, pościg ponownie się zbliżył, stając się tak głośnym i wyraźnym, jak nigdy wcześniej. Teraz doskonale rozpoznawalny były kroki co najmniej kilku szybko zmniejszających dystans osobników. Poczekanie na nich, żeby sprawdzić jakie mają zamiary wydawało się co najmniej durnym pomysłem.
Wampir wznowienie przerwanej ucieczki przyjął z ulgą, choć ustawienie, w którym Raegan szedł na przodzie, on zaraz za nim, a na samym końcu znalazła się Aislin wraz z Marcusem, niezbyt mu odpowiadało. Skręcili kilka razy, zdawałoby się praktycznie na oślep, gdy po kilku minutach czarnowłosy na przodzie musiał się zatrzymać, napotykając na swej drodze litą ścianę. Od dłuższego czasu szli na wprost i cofnięcie się oznaczałoby, że najprawdopodobniej spotkają się z tymi, którzy za nimi podążali. Kimkolwiek by oni nie byli. Celt zatrzymał się zaraz po nim, z niedowierzaniem wpatrując się przed siebie. Odepchnął schizofrenika na bok, w końcu zrzucił wilka z karku, który wylądował na ziemi z głośnym łupnięciem i bezsilnie uderzył pięścią w ścianę, jakby liczył, że ta ulegnie i otworzy im przejście na wolność.
To wówczas całą piątkę ogarnął powiew zimnego, nocnego powietrza, dobiegający z góry. Krwiopijca spojrzał w tamtą stronę i uśmiechnął się nieprzytomnie, równie szczęśliwy, co rozwścieczony. W mroku tylko on był w stanie dostrzec otwór pod sufitem, wąski i ciasny, najwyraźniej wiodący na zewnątrz.
Abstraerse poczuł niespodziewanie, jak wymalowany w dziwne wzory osobnik podnosi go i podsadza, nie dając mu zbyt wielkiego wyboru względem dalszego postępowania. Mógł podążać w górę, albo zostać tutaj, na dole, bez dużych szans na przetrwanie.
Zresztą, z tyłu powietrze robiło się coraz cieplejsze, a z oddali zaczął dobiegać cichy jeszcze, ale i tak złowieszczy pomruk. Ktoś z nich na pewno musiał zastanowić się choć przez chwilę, ile czasu minie, nim ogień spod stosu w końcu zejdzie na dół, tam gdzie paliwo tylko czekało na zapalenie.
Zaraz przyszła kolej na Aislin, do której wampir wyciągnął dłoń, gdy tylko upewnił się, że poprzednik nie zamierza przypadkiem wypaść z powrotem i wystarczająco już wspiął się wzwyż. Chwycił kobietę w pasie i pokierował jej dłonią, tak by chwyciła się krawędzi, dla niej niewidocznej. Później już darował sobie delikatność. Marcus co prawda widząc to usiłował go powstrzymać, ale jasnookiemu wystarczyło jedno mordercze spojrzenie, by usadzić go na miejscu. Nieśmiertelny swoją drogą planował go zostawić, ale po chwili zawahania i jemu podał pomocną dłoń. Brytyjczyk postawił nogę na splecionych dłoniach ich wybawcy i podciągnął się wyżej. Krwiopijca miał olbrzymią ochotę rzucić nim o ścianę, kiedy blondyn ześlizgnął się nieco, przypadkowo uderzając go nogami w poranione plecy.
Wspinaczka budząca klaustrofobiczne odczucia nie mogła być miła. Było ciemno, ciasno i po prostu źle. Wydawało się, że wszystko trwa wieczność, sekundy ciągnęły się niczym godziny, a końca nie było widać. W dodatku gdyby któreś z nich zatrzymało się nagle, albo spadło, odruchowo łapiąc się osobnika wyżej, czekałaby na nich zagłada. Wysiłek niemniej miał się opłacić. Abstraerse jako pierwszy ujrzał światło księżyca i lamp ustawionych w oddali, jako pierwszy poczuł prawdziwie świeże powietrze, gdy solidnie już wymęczony zauważył nagle, że już nie musi się wspinać. Mógł wyjść normalnie, stając na pewnym podłożu, otoczony niezliczoną ilością starych, zrujnowanych samochodów ustawionych na tyle fabryki. Dziwne. Wydawałoby się, że doszli o wiele dalej, tymczasem wciąż pozostawali na terenie kompleksu. Najwyraźniej tunele na dole zakręcały tak, iż w rzeczywistości praktycznie tkwili w miejscu. Po chwili i Aislin i Marcus mogli wydostać się z podziemi czymś, co ostatecznie okazało się szybem wentylacyjnym, starym i solidnie pordzewiałym. Cudem chyba tylko trzymał się w całości, chociaż ktoś musiał mieć wyjątkowo ekscentryczny nastrój, kiedy w ogóle projektowano całą fabrykę. Wszystko wskazywało na to, że podziemne rejony połączone były nie dość, że z zbiornikami z paliwem, ale także z o wiele starszymi tunelami, jakie musiały tam występować na długo przed postawieniem kompleksu.
Ponad halą odległą o mniej więcej pół kilometra, unosiła się ognista łuna rozświetlająca okolicę. Dookoła budynku stało kilka wozów strażackich, karetki, a na tle płomieni wciąż poruszały się niezliczone sylwetki walczące z pożarem. Kłęby gęstego, śmierdzącego dymu wznosiły się w nocne powietrze, a rozchodzący się dookoła słodki, obrzydliwy swąd palonej tkanki dobiegł nawet do uciekinierów przy wrakach.
Z wentylacji po kilku głuchych uderzeniach, wysunęło się ciało basiora, jakie upadło na poprzecinany chwastami beton. Teoretycznie wspinanie się z bezwładnym ciałem wilka w objęciach było niemożliwe, jednakże w praktyce wampir siłą umysłu utrzymywał je ponad sobą, choć każdy kolejny ruch przypłacał coraz silniejszym wycieńczeniem, a każde dotknięcie plecami brudnej powierzchni szybu milionami igieł bólu wżynającymi się w jego umysł. Jak na złość na całej „operacji – uciekaj póki możesz”, to on wychodził najgorzej. Dyszał ciężko, z ironią mając nadzieję, że za takie głośniejsze odetchnięcie ryża faktycznie skróci jego cierpienia.
Oparł nogę w złym miejscu i ześlizgnął się w dół, na moment znikając reszcie z oczu, ale zdążył uniknąć zjazdu, nim było za późno. Miał szczerą nadzieję, że ci, których zostawili za sobą upieką się. Powoli i boleśnie, bez szans na ratunek.
Kiedy w o końcu i on słaniając się na nogach wyszedł na zewnątrz, nawet nie spojrzał w stronę hali. Wiedział, jaka będzie skala pożaru. Wiedział to, bo nawet gdyby nie on zapalił stos, zrobiłby to inny. Ludzie w środku zginęliby i tak, jedynie później. Tymczasem jeżeli nie popełnił największego w swoim życiu błędu, znalazł kogoś, kto mógł pomóc wszystkim trzem rasom. Być może nawet znalazł takie dwa „ktosie”.
Celt nie miał już sił myśleć, a tym bardziej iść gdzie indziej. Wśród zniszczonych aut stało kilkanaście ludzkich sylwetek, ale zignorował je, usiłując przezwyciężyć ogarniającą go słabość. Szczęśliwie dla nich, byli to tylko przerażeni śmiertelnicy, jakim udało się zbiec z pożogi.
Znajdowali się na tyle fabryki, nieopodal wysokiego ogrodzenia, w którym jednak znajdowało się wiele wyrw. Irlandzka muzyka ucichła już dawno, zastąpił ją skowyt syren, który stanowił idealne podsumowanie chaosu. W budynkach w okolicy wiele świateł było zapalonych, ludzie wychylali się z okien, by obserwować wydarzenia na terenie fabryki. Ktoś krzyczał, ktoś płakał. Jedynie kamienica znajdująca się w niewielkim oddaleniu, wciąż pozostawała cicha i uśpiona, jakby niewrażliwa na tragedię rozgrywającą się obok.
Brytyjczyk spojrzał po towarzyszach, cofnął się o krok i odwrócił się, opierając się o maskę starego samochodu, by zwymiotować. Z strachu, stresu, pod wpływem szoku – nieważne. Otarł żółć z brody rękawem, mówiąc z początku cicho, ale od razu dosadnie:
- Fucking... What the fuck. Who the fuck fucked this fucking... How did you… fucking fucks... FUCK.


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:23 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Aislin
Kuruk
Aislin


Liczba postów : 77
Rasa : Homo sapiens
Imię : Aislin
Pseudonim : 'Ice'
Nazwisko : O`Keigwin
Wiek : 21
Waga : 64 kg
Wzrost : 180 cm
Specjalizacja : Lithobolia
Srebro : Lubi, a jakże...
Oręż : Walther PPS
Ekwipunek : Tusz do rzęs, błyszczyk, gumy do rzucia, prezerwatywy, Lucky Strike & zapalniczka.
Wygląd : Urocza dziewczyna o subtelnej urodzie i nieco dzikim spojrzeniu ciemnych oczu.
Ubiór : Sięgająca przed kolano oliwkowa spódnica, oraz lekko wycięta bluzka w kolorach ziemi, znakomicie podkreślają jej urodę. Odsłaniając dokładnie tyle ile trzeba.
Skąd : Feildhelm, Irlandia
Narodowość : Irlandka
Motto : Whenever you make a mistake, do it twice.
Awans : 12.09.2011r.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:51 pm

Pięści dziewczyny zacisnęły się w niemej wściekłości, kiedy z ust Marcusa wydobyły się słowa. Zawsze wydawało jej się, że to kobiety są bardziej odporne na wiedzę, ale praktyka pokazywała zupełnie co innego. Nie umknęło też jej uwagi oceniające spojrzenie nieśmiertelnego, choć w przeciwieństwie do niego starała się jeszcze nie wyciągać wniosków. Już miała przywalić anglikowi w pysk, kiedy za plecami rozbrzmiały kroki i Aislin zerknęła w oczy wampira, z przepraszającym uśmiechem. Ruszyła zaskakująco szybko, trzymając się blisko, tak by mimo wszystko Celt czuł jej obecność. Zupełnie jakby podświadomie wyczuwała jego niepewność. To jednak nie był jedyny powód. Na tym etapie ufała mu o wiele bardziej niż, któremukolwiek z Panów.
Lita ściana nie tyle ją zaskoczyła, co doprowadziła do skoku adrenaliny, już chciała zaryzykować największy najprawdopodobniej w swym życiu wysiłek, który zresztą mógł się okazać ostatnim, kiedy jasnooki niemal siłą wypchnął w górę ciemnowłosego intruza. W przeciwieństwie do niej dojrzał inna drogę wyjścia, więc ruda nie sprzeczając się, usłuchała jego niemej prośby niczym małe dziecko. Mozolne pięcie się w górę zdawało się wiecznością, niemniej nie ciemność, czy możliwy atak klaustrofobii doprowadził ją do kolejnej dawki stresu. Bała się. Bała się jak diabli, że Celt nie zdoła wspiąć się z wilkiem, albo najzwyczajniej uciec przed ścigającymi ich osobnikami. Gdy tylko jej ciało wydostało się na zewnątrz, dziewczyna upadła na brzuch wysuwając ręce w stronę wyjścia i pomagając wydostać się na zewnątrz kolejnej osobie, a potem starając się ułatwić chłopakowi wydostanie się. Martwił ją jego ciężki oddech. Zdawała sobie bowiem sprawę z powagi jego oparzeń.
Gdy tylko basior upadł na beton, a słaniający się na nogach nieśmiertelny wypełzł na powierzchnię, Aislin ignorując Marcusa, podtrzymała mężczyznę, by mógł złapać oddech. Uważała, chwytając go delikatnie, tak by nie podrażnić koszmarnie poranionej skóry.
Musimy stąd iść. Dasz radę? - spytała, wskazując ciemną kamienicę w której znajdowało się jej mieszkanie. Dopiero teraz zerknęła w stronę anglika, kręcąc lekko głową. Nie należał do „tego” świata, choć miała nadzieję, że i ona nie będzie musiała do niego wracać. Zderzenie okazało się zbyt silne. Kolejne spojrzenie i kolejna sylwetka. Nerwowy osobnik o długich czarnych włosach, był odmienną jednostką. Zawahała się, w końcu jednak zwracając się i do niego.
Dwa pytania. Skoncentruj się nim odpowiesz, bo nie jestem w nastroju. Pierwsze... która frakcja? - jej oczy zwęziły się lekko, choć nie wydawał się to być wrogi gest, nie czekała jednak na odpowiedź zaraz zadając kolejne – Idziesz z nami? Jeśli tak to dźwigaj wilka. Jeśli nie dalej radź sobie sam. - dokończyła, a w jej wypowiedzi drzemała jasna sugestia, że to co właśnie przeżyli na pewno nie jest końcem kłopotów. Nie znała ich źródła, za długo była odcięta od rodziny, na własne zresztą życzenie. Była jednak pewna, że to co właśnie się stało jest jedynie namiastką, drobnym wstępem do czegoś o wiele gorszego.
Odetchnęła, uspokajając głos i już spokojnie, choć nadal zdecydowanie zwróciła się do Marcusa – Chłopie. Weź się w garść idź do hotelu, albo domu. Umyj, przebierz i zapomnij. - wiedziała, że nie powinna go tak zbywać, ale co miała zrobić? Nie powinien iść z nimi, z punktu widzenia tego "świata" był cywilem. W najlepszym razie stałaby mu się krzywda, w najgorszym zostałby mimowolnym świadkiem czegoś, czego zobaczyć nie powinien, a o konsekwencjach Aislin wolała teraz nie myśleć.
W całym tym ferworze nie miała nawet czasu zająć się benzyną, wytrwale ignorując jej fetor, co przekładało się na 100% kontrolę własnych nerwów w kwestii odczuć cielesnych.
Powrót do góry Go down
Abstraerse
Roko
Abstraerse


Liczba postów : 19
Rasa : Człowiek
Imię : Abstraerse
Nazwisko : Reagan
Wiek : 27 lat.
Waga : 75 kg.
Wzrost : 182 cm.
Specjalizacja : Eksterioryzacja
Srebro : -
Oręż : Dwa sztylety.
Ekwipunek : Paczka papierosów, zapalniczka, komórka, portfel - w kieszeniach.
Wygląd : Czarne włosy, czarne oczy, blada, lekko różowa skóra, umięśniona sylwetka. Szcegóły widać na avatarze.
Ubiór : T-shirt, ciemne jeansy i czarne trampki.
Narodowość : Irlandia
Motto : I'm OK, I'm fine - this is all just in my mind.

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:51 pm

Abstaerse rzucił ciekawym spojrzeniem najpierw w stronę dziewczyny, potem Brytyjczyka, wampira... Celta, a na końcu wilka. Oczy Roko zabłyszczały, źrenice rozszerzyły. No tak. Cudnie. No to się wpakował. A chciał tylko zobaczyć, co się dzieje w tej cholernej opuszczonej fabryce.
Słowa blondyna docierały do niego jak przez grubą ścianę. Co prawda choroba na chwilę ustąpiła miejsca rozsądkowi... Lecz co z tego, kiedy pluł sobie teraz w brodę, że się w ogóle pojawił w tej ruderze? Że nie odszedł posłusznie, kiedy ochroniarz powiedział mu jasno i wyraźnie, żeby stąd zjeżdżał...
Chwilunia, momencik! Stop.
Koniec tego, ot co.
Rozsądek i odwaga zupełnie przejęły stery, jeśli chodzi o ciało, zachowanie i psychikę Czarnookiego.
Ani się obejrzał, jak szedł na czele do miejsca, które miało okazać się ich jedynym ratunkiem. Bezskutecznie próbował zetrzeć z siebie benzynę, w której był chyba cały. Wstrętna ciecz śmierdziała i zdawała się być wszędzie - nawet w oczach go coś swędziało, tylko nijak było tego przetrzeć... Szczęście, że przynajmniej spływała z Roko jakoś... Nie sądził raczej, żeby mu się to wydawało - było zbyt namacalne, czuł wręcz nazbyt realne mrowienie na skórze na całym swoim ciele.
Do uszu Abstaerse dochodziły czyjeś kroki, lecz.. Jakby ciche. Bo w głowie dźwięczało mu wciąż odległe nie tak znowu bardzo piekło.
Podsadzony przez mężczyznę, Roko wspiął się na górę przez szyb zwinnie i nawet bez zadyszki - w końcu jakąś, całkiem dobrą nawet, kondycję miał, prawda?
Dotarł całkiem szybko do mety wspinaczki - wygramolił się z otworu, stanął na nogi i rozejrzał się. Wychodziło na to, że znajdowali się na parkingu. Kiedy się odwrócił, jego oczom pokazała się fabryka stojąca już częściowo w ogniu. Abstaerse zacisnął mocno zęby. Mało brakowało. Trzeba było się szybko stąd zwijać. Jak najprędzej.
Czekał jednak na resztę, nadziany na swoje doświadczenie mówiące mu, że raczej w pojedynkę nie wyjdzie z tej super-dziwnej-akcji w jednym kawałku. Tylko czy kilkuosobowa grupa nie będzie rzucać się bardziej w oczy?
Kiedy wygramoliła się cała "paczka", ruda zadała mu dwa cholerne pytanie. Czy to było ważne? A jako, że przez czas czekania na resztę Abstaerse miał czas, by się uspokoić, dojść do siebie i nabrać konkretnych kolorów męskości, odwagi i tych rzeczy. Takich jak na przykład to, że miało prawo mu się nie podobać, że jakaś prawie nastolatka chce tu wszystkim sterować. I go wypytuje, przesłuchuje... Tak, z pewnością miało prawo mu się to nie podobać, więc normalną reakcją była zniesmaczona, zirytowana mina.
Powinien się też raczej zastanawiać, czy skłamać, czy powiedzieć prawdę. Wybrał opcję drugą, a kiedy mówił, zupełnie nie panował nad tym, jakie słowa wydobywają się z jego ust...
- Jestem człowiekiem. Chętnie bym się z wami zabrał, a wilczkowi pomógł. Jeśli oczywiście mu nie przeszkadza to, że cały jestem w benzynie, a tak się składa, że jesteśmy tuż obok istnego piekła i to ja zajmę się najbardziej z was ogniem w chwili jakiegoś cholernego wybuchu. Bo raczej nie wiemy, kto nas goni i jaką bronią dysponuje - wysyczał częściowo przez zęby, jednak na tyle wyraźnie, by każde jego słowo było jak bodziec skierowany w stronę dziewczyny, ale żeby słyszała to też reszta. Kiedy mówił, patrzył wprost w jej oczy i uśmiechał się drwiąco. Nie, nie był ani trochę agresywny. Jego zachowanie, jak i zachowanie dziewczyny można wyjaśnić strachem, stresem albo czymkolwiek innym - właśnie przecież wydostali się z płonącego budynku, nie?
Może mu się wydawało, może nie, ale poczuł na sobie wzrok wilczka. Oczy patrzyły się weń hardo. Abstraerse się tym wcale nie przejął - rzucił wilczkowi zaczepne spojrzenie w stylu "To co, chcesz wskoczyć na moje barki i skorzystać z darmowego transportu? Wiesz, ja tam nic przeciwko nie mam, najwyżej spalisz się na samiutki popiół..." A na koniec tej dziwnej szopki, patrząc kątem oka na wymiotującego Brytyjczyka, Abstraerse podszedł do wilka i przykucnął przy nim, napinając mięśnie, które przygotowywał do udźwignięcia masy burej masy.
Powrót do góry Go down
Narrator

Narrator


Liczba postów : 86

Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitimeSro Wrz 21, 2011 4:54 pm

Aislin & Abstraerse:
31 sierpnia 2016 roku godzina 23:29


Role się odwróciły, lecz wampir nawet przez sekundę nie rozważał absurdalnej opcji uniesienia się honorem i prób odzyskania panowania nad sytuacją. Nie, żeby w którymkolwiek momencie w ogóle nad nią panował. Usiłował raczej dostosować się do zmieniającego się ustawicznie otoczenia, próbując zapewnić im jak najkorzystniejszą pozycję w całym tym rozgardiaszu. To co stało się w hali było nieuniknione. Przesłanki zapowiadające pierwszą od dłuższego czasu tragedię docierały do obu ras nieśmiertelnych i uświadomionych ludzi od jakiegoś już czasu, ale większość z tych ceniących sobie chwiejną, ale przynajmniej trwającą równowagę sił, usiłowała zachować pozę pełną sceptycyzmu i niedowierzania.
Za opieszałość względem podejmowanych decyzji niebawem mieli zapłacić wszyscy.
Celt póki co jednak miał w nosie dalsze konsekwencje, zdecydowanie bardziej skupiony na teraźniejszości i fragmentarycznie niedawnej przeszłości. Prawdę mówiąc spodziewał się, że pewna grupa pobratymców udzieli mu pomocy, wtrąci się w obchody irlandzkiego święta na długo nim najgorszy scenariusz zacznie się realizować, ale mężczyzna nie wyczuł i nie zobaczył żadnego z nich. Wolał nie myśleć o tym, co uniemożliwiło im realizację planu. Zamiast ich pomocy, otrzymał natomiast niespodziewane wsparcie basiora. Jakaś część wilczych musiała wbrew pozorom dysponować choćby najmniejszymi resztkami zdrowego rozsądku, usiłując zmienić tor wydarzeń, nim będzie za późno.
Jasnooki po raz pierwszy spojrzał na palący się budynek, a na jego obliczu pojawił się na moment wyraz kompletnej rezygnacji. Przegrał. Możliwe, że spóźnili się z reakcją na długo zanim wtrącili swoje trzy grosze do odgórnych ustaleń.
Z ponurych rozmyślań wytrąciły go słowa kobiety. Dopiero teraz zauważył, że jakimś cudem wciąż stoi w względnym pionie, podpierany przez człowieka. Był od niej wyższy i cięższy, więc ignorując osłabienie przeniósł ciężar jakim ją obarczał ponownie na siebie, chociaż doceniał, nawet bardzo, pomoc z jej strony. Prawdę mówiąc od pierwszej chwili kiedy zobaczył ryżą tam w tłumie, otoczoną przez pozostałych tancerzy, miał przeczucie, że nie zareaguje agresją na jego krwiożerczą naturę. Nie rzuci się na niego, nie ucieknie. Chyba oboje potrzebowali się nawzajem. On w sumie potrzebował jej nawet bardziej, jeśli zamierzał przeżyć kilka następnych dni, a wiedział, że na inne wampiry chwilowo nie ma co liczyć.
Kiwnął głową w odpowiedzi, ale nie zdołał się uśmiechnąć tak jak zamierzał. Mógł iść. Wolniej niżby chciał, ale był w stanie. Nie wiedział tylko dokąd. Wcześniejszy plan, utworzony na kilka godzin przed feralnym świętem, uwzględniał pomoc z zewnątrz. Tą, której się nie doczekali. Celt w gruncie rzeczy w trakcie ucieczki tunelami wciąż liczył na to, że na końcu ktoś będzie czekał i teraz stał się po prostu bezradny. Może gdyby nie był tak wycieńczony i poparzenia nie dokuczałyby tak bardzo, zdołałby coś wymyślić, ale pokładając nadzieje w aktualnych towarzyszach liczył na ich pomysły. A jednym najwyraźniej już dysponowali.
Krótkiej wymianie zdań pomiędzy dziewczyną i młodzieńcem przysłuchiwał się mimochodem, próbując uspokoić oddech oraz odzyskać panowanie nad ciałem, chociaż kiedy schizofrenik zaprzeczył jego wcześniejszym założeniom odnośnie przynależności rasowej, rozluźnił się widocznie, popatrując nań z o wiele przychylniejszym spojrzeniem. Już miał zaprotestować, kiedy pojawiła się opcja, według której ciemnowłosy mógłby się z nimi rozdzielić, ale nie zdążył, ponieważ przestało to być konieczne. Raegan zgodził się im towarzyszyć i wampir zaczął odzyskiwać nieśmiałą nadzieję, że jeszcze wyjdzie z całego zamieszania obronną ręką. Po części. Roko, sztuk dwie, stan – żywi, to o wiele więcej niż mógł w obecnej sytuacji oczekiwać. Nua tylko stanowił problem. Wąpierz zignorował wymioty, durne pytania i drażniące zachowanie, automatycznie umieszczając go na poziomie intelektualnym ameby. Nie lubił go. To wiedział na pewno.
Natomiast kiedy blondyn usłyszał słowa studentki, odezwało się w nim chyba długo skrywane względne opanowanie. Chociaż i tak poprzedziło to przerażone spojrzenie rzucone w stronę domniemanego psa, który okazywał się wilkiem. Dziką bestią, której nikt nie powinien nigdzie nosić, chyba że w klatce.
- Oszalałaś? – zapytał, podchodząc błyskawicznie bliżej, zupełnie jakby chciał złapać ją za ramiona i solidnie potrząsnąć. – Zamierzasz iść z nimi? Z szaleńcem, naćpanym młokosem i niebezpiecznym zwierzęciem jako maskotką?
Wampir ponownie obnażył kły przed nieuświadomionym, na co drugi mężczyzna zareagował nerwowym drgnięciem, utwierdzając się jedynie w opinii odnośnie niestabilności umysłowej nieznajomego. Dla niego był bowiem dorosłym facetem, szczerzącym się irracjonalnie do obcej osoby niczym jakieś monstrum, nie człowiek. Marcus nie wiedział, że nocnemu drapieżcy do tej rasy było daleko.
Abstraerse tymczasem wydawał się póki co znajdować w najlepszym stanie. Nie musiał wcześniej walczyć tak jak trójka pod stosem, więc pokłady sił miał nieco większe, a i z wspinaczką poradził sobie nie najgorzej. Celt to zauważył, ostrożnie sondując obcą aurę, w której dostrzegał znaczniejszy potencjał, niżby się spodziewał. Ta dwójka naprawdę mogła być strzałem w dziesiątkę. Co prawda nastawienie homo sapiens było niepewne i ostrożne, ale ostatecznie miał ku temu dobre powody. To w zasadzie była chyba najbardziej logiczna reakcja, świadcząca o chwilowym objęciu panowania zdrowego rozsądku nad chorobą psychiczną.
Brytyjczyk tymczasem, jakby zapominając, że przed chwilą nazwał inną osobę narkomanem, zwrócił się do niej poszukując poparcia:
- Powiedz jej coś – zażądał, roszcząc sobie prawo do protestu. – Tam są karetki, straż, policja… tam powinniśmy iść!
Ten, od którego przewidywał otrzymać pomoc, tymczasem podszedł do wilka z wyraźnym zamiarem podniesienia go. Anglik mógł tylko niedowierzać i nic ponadto. Basior, dotychczas stanowiący raczej bezwładną futrzaną masę, poruszył się minimalnie, jakby odzyskiwał przytomność. Jasnym było jednak, że sam nie będzie w stanie nigdzie pójść.
Celt przez chwilę patrzył jeszcze w ciemność, wypatrując sprzymierzeńców, ale nadzieję na powodzenie w tym zakresie stracił. Zamiast tego więc odczekał chwilę, aż osobnik w długich czarnych włosach nawiąże z nim kontakt wzrokowy, a kiedy do niego doszło, podziękował niemo skinięciem głowy. Jednocześnie zaś w jakiś sposób udało mu się samym spojrzeniem zasugerować, że jeżeli któreś z nich zacznie się palić, on postara się zdusić ogień. Pirokinetyk podobną informację spróbował przekazać ryżej, zanim postąpił niepewny krok do przodu, chcąc zrezygnować z pomocy kobiety. Wolałby, żeby szła swobodnie, mogąc w razie zagrożenia zareagować w odpowiedni sposób - pokazała ostatecznie wcześniej, że nie jest bezbronna, ale zbyt dużego sukcesu na tym polu samodzielnego poruszania się nie osiągnął.
Pożywiłby się, najchętniej śmiertelnikiem brytyjskiego pochodzenia, lecz domyślał się, że podobne postępowanie nie spotkałoby się z aplauzem ze strony pozostałych przedstawicieli gatunku ludzkiego. Westchnął cicho, z niedowierzaniem podsumowując to, że odmawia sobie posiłku z racji poprawności politycznej i chęci działania dyplomatycznego. Głód był jeszcze niewielki. Zje coś później, bo na to, że jakieś „później” go czeka, liczył.
Marcus tymczasem przez moment stał nieruchomo przyglądając się jak dziwaczna czwórka odchodzi, zerknął w stronę służb porządkowych, później znowu na niedawnych towarzyszy w ucieczce, po czym wyklinając pod nosem irlandzki naród, ruszył za nimi.

Wybierzcie miejsce, do którego się w udacie, a po magicznym „z tematu”, napiszcie i tam.
Piekło w materialnej postaci zostawiłyście za sobą, choć zapach benzyny i wspomnienia z pożaru wciąż o nim przypominają, ale to prawdziwe dopiero na Was czeka. Chyba, że zdołacie zamknąć bramy, które otworzono kilkoma wyjątkowo nierozsądnymi na dłuższą metę decyzjami innych istot.


Ostatnio zmieniony przez Narrator dnia Sro Wrz 21, 2011 6:23 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Opuszczona fabryka Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona fabryka   Opuszczona fabryka I_icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Opuszczona fabryka
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Restless :: ...Irlandia ~ Feidhelm :: -
Skocz do: